Wojna, emigracja, rugby. Losy rodzin reprezentantów Polski niczym scenariusz filmowy.
Patryk Serwański - www.rmf24.pl
W polskiej reprezentacji rugbistów występuje spora grupa zawodników urodzonych poza naszym krajem. To potomkowie osób, które z różnych przyczyn i w różnym czasie musiały wyjechać, uciekać albo zostały wywiezione z Polski. Nie wszyscy zawodnicy znają dokładne koleje swoich przodów. Niektórzy dzielą się jednak niezwykłymi historiami. Reprezentacja Polski połączyła ludzi z różnych stron świata.
• Dziadek w Armii Andersa
• "Jestem dumny, że mogę grać z orłem na piersi"
• Obozy, przeprowadzki i kontynuowanie polskich tradycji
• "Czuję się w pełni Polakiem"
• Mała Polska
• Ucieczka z obozu koncentracyjnego do Australii
• Młoda emigracja
Dziadek w Armii Andersa
W reprezentacji mamy grupę zawodników, których z Polski "wygoniła" II wojna światowa. Są także gracze, których rodzice wyjechali z kraju po tym jak weszliśmy do Unii Europejskiej. Można śmiało powiedzieć, że reprezentacja rugby jak w soczewce skupia historię ostatnich kilkudziesięciu lat naszego kraju. Wielu zawodników ma za sobą także burzliwe losy związane z ich sportowymi karierami.
Dobrym przykładem jest wychowany w Szkocji Craig Bachurzewski. Próbował przebić się do tamtejszej reprezentacji. Po zerwaniu więzadła krzyżowego jego kariera znalazła się na zakręcie. Zawodnik po namowach dziadka postanowił spróbować sił w Polsce i tak trafił do Arki Gdynia, w której spędził trzy lata. Później wrócił na Wyspy Brytyjskie, ale w reprezentacji pozostał do dziś.
Rodzinka Bachurzewskiego pochodzi z Białowieży. W trakcie wojny część osób trafiła do obozów koncentracyjnych: Nie jestem pewien, co dokładnie się tam wydarzyło, nikt z rodziny nigdy o tym nie mówił, chyba ze względu na to, jak trudno to było dla nich przeżycie - zaznaczył Bachurzewski.
Dziadek zawodnika do Polski nie wrócił. Wywieziony do Rosji uciekł wraz z kilkoma innymi więźniami. Trafił ostatecznie do armii Andersa: To, jak udało im się uciec i przedostać tak daleko bez złapania, jest niesamowite i nigdy chyba nie zdam sobie w pełni sprawy, co przeżył. Mój dziadek był spadochroniarzem w armii Andersa, awansując, został generałem. Walcząc ramię w ramię z Brytyjczykami i będąc rannym, został zabrany do Wielkiej Brytanii i tam osiadł, zakładając naszą rodzinę - opowiada Bachurzewski i dodaje, że w rodzinnym menu regularnie pojawiały się polskie potrawy jak bigos czy pierogi.
O losach rodzin innych reprezentantów Polski przeczytasz na www.rmf24.pl [kliknij]
Na zdjęciu Wojciecha Szymańskiego bracia Aleksander i Lucas Niedźwieccy, których dziadek grał w rugby w Nowej Zelandii (o nich też przeczytacie).