Jakiś czas temu recenzowałem w „szponach” książkę Stevena Gauge’a Mud, Sweat and Beers. Autor zachęcał do angażowania się w rugby, ale przed kilkoma formami związku z tym sportem wyraźnie przestrzegał. Jedną z takich form zaangażowania jest sędziowanie. W sumie, nic dziwnego.
Oczywiście, Steven Gauge nie pisał swojej książki na poważnie, ale nie sposób nie zrozumieć podstaw jego opinii. Jasne, nie miał wielkich doświadczeń na tym polu. Sędziował w rozgrywkach dziecięcych i to chyba niezbyt wiele, ale niezwykle obrazowo opisał doświadczenie, które skłoniło go do porzucenia tego zajęcia: spotkanie dzieciaków, którego pierwszą połowę sędziował trener przeciwnej drużyny, a drugą połowę on sam (także jako trener; swoją drogą przed tą „fuchą” też przestrzega). On uznał sędziego z pierwszej połowy za najgorszego sędziego pod słońcem, absolutnie stronniczego, a tamten miał dokładnie takie same przemyślenia na jego temat. Rola to więc niewdzięczna, bo niezadowolonych bywa wielu.
W świecie rugby wiele się mówi o szacunku, jaki zawodnicy okazują wobec sędziów w tym sporcie. To jeden z tych elementów, który mnie zawsze do rugby przyciągał. I nie ulega wątpliwości – tutaj wygląda to zdecydowanie inaczej niż w piłce nożnej. Przeklinasz w wypowiedzi adresowanej do sędziego? Nie dziw się, jeśli na 10 minut powędrujesz za linię boczną (absolutnie słusznie). Jednak mam też wrażenie, że z tym szacunkiem w praktyce nie jest tak całkiem dobrze. Że coraz częściej zawodnicy zamiast wysłuchiwać, dyskutują. Zamiast grać, sędziują (znaczy się, pokazują sędziemu, że ten powinien gwizdnąć, np. stojąc nad kłębowiskiem ciał i wskazując, że nie mogą wyjąć z niego piłki). Granica tolerowanych zachowań powoli się przesuwa. I to także na tym najwyższym, profesjonalnym poziomie, z którego wzorce płyną w dół (przy całej mojej sympatii do Jonathana Sextona, gdy został kapitanem reprezentacji, styl jego rozmów z sędziami początkowo był poniżej granic krytyki).
Czytaj całość [kliknij]
Grzegorz Bednarczyk
Więcej informacji o rugby w kraju i na świecie przeczytasz na moim blogu „W szponach rugby” [kliknij]