Jeszcze niedawno występowała w reprezentację Polski w rugby jako kapitan, dziś wchodzi w nowy etap kariery – już nie na boisku, ale po drugiej stronie linii bocznej. Karolina Jaszczyszyn, legenda żeńskiego rugby w Polsce, została przyjęta do prestiżowej Gallagher High Performance Academy – kursu szkoleniowego prowadzonego przez ekspertów rugby na światowym poziomie. O tym, jak znalazła się wśród wybranych uczestników, dlaczego dziś szkoli najmłodsze zawodniczki i jak przypadkowe spotkanie z jajowatą piłką zmieniło jej życie, opowiada w szczerej rozmowie przy okazji turnieju HSBC Sevens Challenger Kraków 2025.
Jak to się stało, że wzięłaś udział w Gallagher High Performance Academy (GHPA)?
K: To nie było takie łatwe, musiałam złożyć CV i uzasadnić, dlaczego chciałabym wziąć udział w tym kursie. Niedawno zakończyłam swoją bogatą karierę zawodniczą, byłam przez 14 lat kapitanem reprezentacji polski, zaczynałam w 2010 roku, kiedy rugby kobiet w Polsce dopiero raczkowało, a my uczyliśmy się jak podawać. Mój wniosek został zaakceptowany przez Akademie High Performance i bardzo się cieszę, bo jest to coś, czego na pewno bardzo potrzebujemy. Kurs prowadzą osoby z Wielkiej Brytanii, a wiadomo, rugby jest tam na najwyższym światowym poziomie, pod każdym względem. Starają się przekazać mnóstwo wiadomości, które mam nadzieję pomogą mi się rozwinąć.
Aktualnie jesteś trenerką kadry U16 dziewczyn, czy docelowo myślisz o tym, by objąć reprezentację seniorek?
K: Trenuję dopiero sześć miesięcy i uznałam, że najlepszą drogą rozwoju będzie przejście od samego początku wszystkich kategorii i zrozumienie, czego brakuje na każdym poziomie. Będąc kapitanem reprezentacji przez tyle lat wiem, jak powinno to wszystko wyglądać, ale potrzebujemy trenerów, a może szczególnie trenerek, którzy już w tak młodym wieku będą rozwijać te dzieci na wysokim poziomie. Myślę, że tego bardzo nam brakuje w Polsce.
Wspominałaś, że trafiłaś na rugby przypadkiem. Czy rywalizacja była w Tobie od zawsze, czy to właśnie rugby ją odkryło?
K: Od kiedy byłam mała, moja mama widziała we mnie ogromny potencjał sportowy. Nie było mnie nigdy w domu, trenowałam piłkę nożną, piłkę ręczną, siatkówkę, tenisa, wszystko, co było możliwe. Pochodzę z bardzo małej wioski w województwie pomorskim i moja mama już w drugiej klasie szkoły podstawowej zabierała mnie na zajęcia sportowe z ósmą klasą. Zanim przyszłam na trening rugby, wcześniej przez wiele lat trenowałam piłkę ręczną, nawet wygrałam mistrzostwa polski. Rugby przyszło niespodziewanie, po tym, jak już zakończyłam trenować jeden sport, więc myślę, że też to jest fajna sprawa dla osób, które czytają ten wywiad, a być może zakończyły jakieś zmagania z ręczną, nożną czy siatkówką, by rozpocząć świetną przygodę w rugby.
Czyli jedne drzwi się zamykają, drugie się otwierają?
K: Dokładnie tak! Mnie koleżanka oszukała i powiedziała, że idziemy grać w piłkę nożną, więc moje zdziwienie było wielkie, kiedy zobaczyłam jajowatą piłkę i kazali mi czymś rzucać. Myślałam, że to futbol amerykański. Niby trochę wiedziałam, że tam noszą kaski, ale jeśli ktoś nie zna w ogóle rugby i nie wie, jak to wygląda, ma prawo tak pomyśleć. I to najlepsza przygoda mojego życia!
Rozmawiał: Bartosz Ćwiklik