Podczas turnieju World Rugby HSBC Sevens Challenger w Krakowie każdej z zagranicznych drużyn został przydzielony opiekun odpowiedzialny za wszelką drobną i wcale nie drobną pomoc. Larysa, Maciej, Julia i Monika, a także wielu innych, ciężko pracowali, aby usprawnić pobyty swoim podopiecznym. Nocowali razem z drużyną w tym samym hotelu, a w razie czego byli pod telefonem 24 godziny na dobę.
Oficer łącznikowy
- Nazwa naszego stanowiska to oficer łącznikowy drużyny – Team Liaison Officer. Jesteśmy dosłownie łącznikiem między organizatorem a ekipami. Głównym i podstawowym obowiązkiem jest zapewnić przepływ informacji pomiędzy organizatorem a ekipą konkretnego kraju. Dużo może się różnić w zależności od drużyny – jedne są lepiej przygotowane, inne mniej – mówi Larysa, która pełniła funkcję opiekuna reprezentacji Argentyny. Współpracowała z tą kadrą już po raz drugi.
Jak opowiada, zawodniczki miały okazję zwiedzić centrum Krakowa, Wawel, odwiedziły też Auschwitz. Ekipa była bardzo pozytywnie nastawiona zarówno do turnieju, jak i do miasta. Jedyną przeszkodą okazała się pogoda, ponieważ zawodniczki mocno zmarzły.
- Nasze obowiązki obejmują realizację turnieju, ale zawsze staramy się wyjść trochę poza nie. Jeśli ekipa potrzebuje pomocy przy zakupie biletów, chcą zwiedzić Kraków, chcą się dowiedzieć czegoś o mieście, to my się staramy zawsze jak najwięcej im pomóc, żeby zachowali miłe wspomnienia z turnieju. W turnieju biorą udział ekipy z całego świata. Różnice kulturowe bardzo wyraźnie wpływają na sposób współpracy. Trzeba być bardzo ostrożnym w komunikacji. Ważna jest klarowność, aby przekazywane informacje były jednoznaczne i nie pozostawiały miejsca na różne interpretacje. Zazwyczaj opiekunowie kontaktują się z managerem na 2-3 dni przed przyjazdem drużyny. Informują, że będą czekać na lotnisku i że w razie jakichkolwiek pytań zawsze można się z nimi skontaktować. Zespoły przyjeżdżają z podobnymi potrzebami, ale każda drużyna zgłasza je na swój sposób. Dla jednych ważne są szczegóły, inni wolą działać bez zadawania zbyt wielu pytań – opisuje Larysa.
Wawel, gołębie i przygody na lotnisku
- Z każdą drużyną współpracuje się trochę inaczej. Ja się z moją strasznie zżyłam. Jak dziewczyny czegoś potrzebowały, zawsze mogły do mnie przyjść. Główny kontakt jest przez Team Managera, ale ja i tak cały czas byłam z nimi. Dużo rozmawiałam z fizjoterapeutą i z trenerami, ale i bezpośrednio z dziewczynami – wspomina Julia, która wraz ze swoją ekipą mogła świętować wygraną w turnieju.
Jak wspomina, pierwszą przygodę miała już na lotnisku, kiedy pojechała odebrać drużynę. Jeden z bagaży nie doleciał z przesiadki w Amsterdamie, więc musiała czekać na drużynę znacznie dłużej, niż zakładano. Na szczęście bagaż został później dosłany bezpośrednio do hotelu.
W dzień wolny zawodniczki RPA wybrały się same zwiedzać Kraków. Julia rozpisała im dokładnie trasę - co zobaczyć, gdzie wsiąść i wysiąść. Nie było ich pięć godzin, bardzo się martwiła, ale wróciły całe, zdrowe i zachwycone. Po powrocie pokazywały zdjęcia, jak karmiły gołębie na ramionach, odwiedziły Wawel i jeden z kościołów. Dziewczyny z RPA, podobnie jak drużyna z Argentyny, bardzo zmarzły, nie były przygotowane na taką pogodę.
Poszukiwana fryzjera na ostatnią chwilę
Na brak przygód nie mógł narzekać Maciej, który opiekował się zespołem Japonii. Jak wspomina, podczas jednego z treningów musiał nawet tłumaczyć funkcjonariuszom policji, że analityk jego drużyny nagrywał z drona trening, nieświadomy, że obowiązuje zakaz lotów w związku z tym, że na Wawelu przebywa prezydent RP Andrzej Duda.
- Analityk nie mówił dobrze po angielsku, więc poprosiłem managera drużyny, żeby tłumaczył z japońskiego na angielski, a ja z angielskiego na polski i w taki sposób Japończycy złożyli wstępne zeznania, dron został skonfiskowany - mówi Maciej. Jak dodaje, dzięki wyrozumiałości funkcjonariuszy, udało się polubownie załatwić sprawę i odzyskać sprzęt.
- W dniu wolnym drużyna chciała wybrać się na rynek, żeby zobaczyć pomnik Adama Mickiewicza. Na przystanku nie było jednak biletomatu. Gdy pojazd podjechał, manager wszedł pierwszy, rozejrzał się i natychmiast cofnął drużynę, automatów nie było również w środku. Wrócili więc na wcześniejszy przystanek, gdzie znajdował się biletomat, kupili 17 biletów i ruszyli w drogę. Zanim zdążyli je skasować, byli już niemal na miejscu, tuż przy rynku. Dla wielu taka ostrożność mogłaby wydawać się przesadą, dla nich była to po prostu kwestia zasad - opowiada Maciej.
Nie brakowało też różnic kulturowych wewnątrz samej ekipy. Wśród zawodników był jeden rugbysta z Fidżi - barwna postać, która na tle zdyscyplinowanej japońskiej drużyny wnosiła odrobinę luzu i spontaniczności. Miał swój rytuał: przed każdym turniejem musi odwiedzić fryzjera. Zależało mu, żeby był to fryzjer z dużym doświadczeniem. Dopiero w drugim salonie do którego poszli z opiekunem, udało się załatwić sprawę. Z odświeżoną fryzurą zawodnik był szczęśliwy i w pełni gotowy na rozgrywki.
Opiekun też ma prawo powiedzieć "nie"
Mająca doświadczenie ze współpracy z Ugandą Monika tym razem w Krakowie pracowała z Kenią. Monika zawsze upewnia się, że drużyna nic za sobą nie zostawiła – aby potem nie biegać tam i z powrotem. Towarzyszy drużynie podczas rozgrzewki, kiedy już pora się zbierać, to ona daje im znać. Wszystko musi być jak w zegarku. Jej drużyna musi mieć jeszcze czas na chwilę modlitwy tuż przed wejściem na boisko. Jak mówi, Kenia to bardzo poukładana drużyna. Od początku trzymają się przesłanego harmonogramu, a opiekunka dba o to, żeby każdy punkt planu był zrealizowany. Potwierdza transfery, sprawdza dostępność boisk i sprzętu, upewnia się, że posiłki są o wyznaczonych godzinach. Są też detale, o które trzeba dopytać na miejscu – jak na przykład zapotrzebowanie na lód. W rugby to niezbędne po wysiłku – zawodniczki korzystają z kąpieli w zimnej wodzie, zanurzając się w dużych pojemnikach przypominających kubły.
Jak opowiada Monika, czasem konieczne jest postawienie wyraźnej granicy, na przykład przy dźwiganiu ciężkich przedmiotów. Z biegiem czasu łatwiej rozpoznać, gdzie przebiega ta linia – i kiedy ktoś zaczyna ją testować. Trzeba mieć bardzo dużo cierpliwości i pamiętać że każdy człowiek ma swoje granice. Opiekun też ma prawo powiedzieć "nie", trzeba tylko zrobić to w sposób uprzejmy i stanowczy.
Tekst: Daria Jędrusińska