Champions Cup
W trzeciej kolejce Champions Cup uwagę przykuwały przede wszystkim dwa spotkania, pojedynki potęg: Sharks grali z Tuluzą, a La Rochelle z Leinsterem.
- Sharks – Stade Toulousain 8:20. To był chyba najbardziej wyczekiwany mecz weekendu. Wyprawa najlepszej drużyny Europy na półkulę południową, bez oszczędzania swych gwiazd (które odpoczywały przed tygodniem podczas meczu ligowego). Na boisku zobaczyliśmy z jednej strony pierwszą linię młyna wypełnioną Springbokami, a także Siyę Kolisiego, a z drugiej tak rzadko ostatnio razem oglądany duet łączników: Antoine’a Duponta (dla którego to był dopiero drugi mecz w karierze na południe od równika) i Romaina Ntamacka. Dupont zresztą akurat tym razem nie zaszalał. W pierwszych 10 minutach, gdy przewagę mieli Sharks, popełnił trzy błędy. Jednak jego koledzy nie zawodzili – w tym okresie to Tuluza zapunktowała po akcji zainicjowanej wyśmienitym 50:22 Romaina Ntamacka. Mecz się wyrównał, a więcej szans na punkty mieli goście – jednak ich błyskotliwe akcje pozostawały bez efektu i do przerwy prowadzili tylko 13:3. Zaraz po przerwie jednak dorzucili do swego dorobku kolejne 7 punktów (imponująca asysta Thomasa Ramosa), a gospodarze, choć w końcu przyłożyli, zrobili to ciut za późno i tylko raz. Kłopotem dla Tuluzy może być kontuzja Santiago Chochobaresa.
- Stade Rochelais – Leinster 14:16. Porywającym widowiskiem nie był też drugi hit kolejki, w którym zmierzyły się niepokonane dotąd La Rochelle i Leinster (rewanż za finały z 2022 i 2023, półfinał z 2021, ćwierćfinał z 2024…). La Rochelle grało bez Tolu Latu, który przed tygodniem w meczu z Tuluzą na boisku zobaczył tylko żółtą kartkę, ale został ukarany trzytygodniowym zawieszeniem. Z kolei w barwach Leinsteru znów w podstawowym składzie zobaczyliśmy Sama Predergasta. Początek meczu to okres dominacji La Rochelle, które efektem był tylko karny Antoine’a Hastoy’a. Potem obraz meczu się zmienił, ale jeszcze do 30. minuty gry La Rochelle prowadziło 6:3. Wtedy rosnąca presja Leinsteru zaowocowała przyłożeniem i to Irlandczycy wyszli na prowadzenie, którego nie oddali do końca meczu. Co prawda kolejne ich ataki nie przynosiły efektu, ale po przerwie dzięki karnym Sama Predergasta podnieśli wynik do stanu 16:6. Z czasem to pragnący odwrócić wynik meczu roszelczycy zaczęli dominować na boisku i dzięki kolejnemu karnemu Hastoy’a i efektownemu przyłożeniu na skrzydle Dillyna Leydsa zmniejszyli stratę do zaledwie 2 punktów. Hastoy jednak zawodził z podstawki – nie wykorzystał karnego i podwyższenia (słupek). Na szczęście dla Francuzów mylili się z kopów także Ross Byrne i Jordie Barrett i wciąż tracili tylko dwa oczka. Tuż przed upływem regulaminowego czasu Hastoy miał kolejną szansę, tuż zza połowy boiska, ale znów trafił w słupek. Choć roszelczycy piłkę jeszcze odzyskali, kolejna próba Hastoy’a (tym razem z drop goala) została zablokowana, a kilkanaście faz później jego koledzy piłkę stracili.
- Exeter Chiefs – Union Bordeaux-Bègles 17:69. To prawdziwy pogrom angielskiej drużyny, która ma fatalny sezon, ale uwagę zwraca niesamowita seria Bordeaux, które w trzecim kolejnym meczu Champions Cup przełamało barierę 40 punktów. Chiefs zdobyli pierwsze przyłożenie w meczu po przechwycie na własnej linii 5 m, a w sumie zaliczyli ich trzy, ale to było zdecydowanie za mało – Francuzi zdobyli aż jedenaście przyłożeń raz po razie rozrywając obronę gospodarzy. Były w tym trzy przyłożenia Damiana Penaud – a warto dodać, że mógł mieć czwarte, gdyby nie oddał piłki koledze (z kolei jedno z tych trzech zdobytych, zresztą chyba najładniejsze w meczu, zostało uznane mimo że Louis Bielle-Biarrey Penaud w momencie podkopnięcia piłki do Penaud miał nogę na linii bocznej – i było to zgodne z nie do końca racjonalnymi tutaj przepisami). Do tego dublety Bielle’a-Biarrey’a i Maxime’a Lucu, 19 punktów Mathieu Jaliberta – nie było litości. Kłopotem Bordeaux jest natomiast kontuzja Romaina Burrosa.
- Poza tym:
- Glasgow Warriors – Racing 92 29:19 (paryżanie wciąż bez Owena Farrella i wciąż przegrywają; Szkoci po 20 minutach prowadzili 17:0 i pewnie wygrali – goście zmniejszyli rozmiary porażki dopiero w ostatnich minutach; wyróżnił się niedawny kapitan reprezentacji Szkocji Sione Tuipulotu, który już w pierwszej akcji zdobył kilkadziesiąt metrów, sporo też mówi się o rosnącej formie Toma Jordana, który moment później zaliczył asystę i może wskoczyć do reprezentacji Szkocji jako zmiennik Finna Russella – choć skuteczność kopów 1/4 nie zachwyca; po stronie Racingu zwraca uwagę statystyka skuteczności szarż w pierwszej połowie – zaledwie 55%);
Stormers – Sale Sharks 40:0 (prawdziwy pogrom w wykonaniu gospodarzy, którzy cztery ze swoich sześciu przyłożeń zdobyli po przerwie, w większości wykorzystując kolejne okresy osłabienia gości po trzech kolejnych żółtych kartkach; wbrew pozorom jednak spotkanie nie było jednostronne, zwłaszcza w pierwszej połowie, ale kapsztadczycy imponowali skutecznością oraz obroną, a goście mając okazje do kopów na słupy, grali o pełną pulę – tyle, że bez efektu);
- Munster – Saracens 17:12 (bardzo długo wymiana punktów wyłącznie z karnych, w której lepsi byli londyńczycy; ale na 20 minut przed końcem Irlandczycy zaczęli zdobywać przyłożenia i dzięki nim wygrali spotkanie; zacięte i niezbyt piękne, zaliczyliśmy w nim blisko 70 kopów z ręki…);
- Stade Français – Northampton Saints 45:35 (festiwal ofensywnego rugby, 12 przyłożeń po obu stronach; gdy między 10. a 17. minutą meczu Saints z imponującym Henrym Pollockiem w roli głównej zdobyli trzy przyłożenia i wyszli na prowadzenie 21:0, wydawało się, że nic im nie zagrozi; tymczasem do przerwy było już tylko 19:21, a po przerwie to paryżanie byli górą, m.in. dzięki znakomitej postawie zmienników);
- Castres Olympique – Bulls 49:10 (stosunkowo wyrównany pojedynek aż do ostatniego kwadransa – wcześniej drużyny zdobyły po jednym przyłożeniu, a Francuzi prowadzili tylko sześcioma oczkami; jednak w ciągu ostatnich piętnastu minut rozłożyli rywala na łopatki, aplikując mu pięć przyłożeń, z czego trzy w wykonaniu Rémy’ego Bageta);
- Leicester Tigers – Ulster 38:10 (tu poniekąd podobnie – do przerwy niemal remis, a po przerwie dominacja gospodarzy, którzy ostatecznie wygrali w przyłożeniach 6:1; trzy z nich zapisał na swoje konto Josh Bassett, dwa dorzucił Ollie Hassell-Collins);
- RC Toulonnais – Harlequins 33:21 (efektowna wygrana Tulonu – punktowanie zaczął już w drugiej minucie, a do przerwy miał na koncie cztery przyłożenia i prowadził 26:0; w drugiej połowie Quins zaczęli odrabiać straty, ale bez skutku; Tulon bez Charlesa Ollivona, który nie zagra do końca sezonu);
- Bristol Bears – Benetton Treviso 35:29 (po pięć przyłożeń po stronie obu drużyn, więc decydowała skuteczność z kopów – a tu różnicę zrobił niedawny nabytek bristolczyków, Harry Byrne, który skutecznie wykonał komplet podwyższeń, podczas gdy Tomás Albornoz pomylił się trzykrotnie);
- Bath – ASM Clermont 40:21 (pierwsza wygrana liderów Premiership po dwóch minimalnych porażkach w poprzednich kolejkach; 15 punktów Finna Russella; Francuzom na pewno zaszkodziła czerwona kartka Giorgiego Achaladze i gra w osłabieniu niemal godzinę).
- W stawce pozostały cztery drużyny niepokonane, z czego trzy z Francji: Bordeaux, Tuluza i Tulon. Rodzynkiem z - drugiej strony kanału La Manche w tym gronie jest Leinster. Pewne awansu do fazy play-off są też Leicester Tigers, Northampton Saints i Glasgow Warriors. Trzy drużyny są za to bez zwycięstwa – Exeter Chiefs, Ulster i Bulls – i paradoksalnie dwie pierwsze z nich wciąż mogą liczyć na awans. Tylko Bulls definitywnie wypadli z gry (choć wciąż mogą zagrać w Challenge Cup).
Challenge Cup
- RC Vannes – Edinburgh 25:29. Dość nietypowa sytuacja – walczący o utrzymanie w Top 14 Francuzi nie odpuszczają udziału w Challenge Cup, ale walczą o punkty w każdym meczu. Tym razem byli ich bardzo blisko, zdobyli jednak tylko bonus defensywny. Zagrali bez trenera, zawieszonego na tydzień za komentarze dotyczące sędziowania z ligowego meczu. Szkoci bardzo dobrze zaczęli spotkanie, od prowadzenia 12:3 po kwadransie i 19:10 po półgodzinie. Francuzi jednak po drugiej połowie wyszli na jednopunktowe prowadzenie. Wytrwali na nim kilkanaście minut, dopóki znakomity kop na skrzydle nie odnalazł Duhana van der Merwe. Co prawda odpowiedzieli przyłożeniem (fantastyczny przebój przez pół boiska Taniego Viliego), ale brakło im skutecznego podwyższenia (dlaczego Vili nie oddał piłki koledze bliżej słupów?), Szkoci dorzucili jeszcze karnego, a ostatnia akcja nie przyniosła już zmiany wyniku mimo piłki rękach na połowie gości.
- Black Lion – Aviron Bayonnais 16:41. Black Lion liczył na drugie zwycięstwo w drugim domowym spotkaniu, ale spotkał się z rozpędzonymi ostatnio bajończykami i wysoko przegrał. Zaczął nieźle – kopy Luki Matkawy z karnych (m.in. dwa w pierwszych minutach), a tuż przed przerwą przyłożenie, spowodowały, że do przerwy przegrywał tylko jednym oczkiem. Jednak po przerwie Gruzini nie uradowali swojej publiczności żadnymi punktami, natomiast sami stracili aż cztery przyłożenia (dwa ostatnie z nich przy grze w osłabieniu) – cóż, pewnie spory wpływ na taki przebieg drugiej połowy miała sytuacja z samego jej początku, gdy stracili przyłożenie w sposób niezwykle pechowy. To najwyższa przegrana Gruzinów w historii występów w Challenge Cup, na dodatek odniesiona z mocno odmłodzonym przeciwnikiem.
- Connacht – Lyon OU 52:24. To mogło być ciekawe spotkanie, ale Lyon, walczący na co dzień w dołach Top 14, nie zabrał w podróż na kraniec Irlandii kilku swoich najlepszych zawodników. Gospodarze z kolei zagrali bez Macka Hansena, który za komentarze pod adresem sędziego w prowincjonalnych derbach został zawieszony na trzy tygodnie. Efektem było aż dziewięć przyłożeń gospodarzy, w tym trzy w wykonaniu łącznika młyna Bena Murphy’ego (pierwsze już na samym początku meczu, po przechwycie na własnej linii 22 m).
- Poza tym:
- Gloucester – Scarlets 31:7 (spora przewaga Walijczyków w statystykach, sporo szans – cóż z tego, skoro niemal wszystkie stracone; na dodatek już na początku meczu kontuzja Sama Costelowa);
USA Perpignan – Cardiff 23:20 (zacięty pojedynek, w którym zawsze groźni na swoim boisku Katalończycy pokonali trzecią obecnie drużynę ligi URC; kibice tługo czekali na przyłożenia, pierwsze zdobył Tommaso Allan dopiero pod koniec pierwszej połowy);
- Montpellier Hérault – Lions 28:5 (pierwsze przyłożenie dla gospodarzy padło już na samym początku meczu, potem jednak długo wynik się nie zmieniał – m.in. wskutek minimalnego autu przy kolejnej akcji Montpellier na początku meczu; na początku drugiej odsłony gry zapunktowali goście, zmniejszając stratę do dwóch oczek, ale Montpellier wtedy odzyskało skuteczność i zaliczyło w sumie cztery przyłożenia na wagę zwycięstwa z punktem bonusowym);
- Ospreys – Newcastle Falcons 35:15 (początek dobry dla Anglików, którzy dwukrotnie wychodzili na prowadzenie, najpierw 7-, a potem 3-punktowe; potem jednak Walijczycy zdobyli po dwa kolejne przyłożenia w ciągu paru minut w każdej połowie i pewnie wygrali);
- Cheetahs – Zebre Parma 22:18 (zacięty mecz w Amsterdamie – ilekroć padały punkty, tylekroć zmieniała się drużyna na prowadzeniu; niemal cała druga połowa to jednopunktowa przewaga Włochów, jednak w ostatniej akcji meczu Cheetahs zdobyli przyłożenie, które przeważyło szalę na ich stronę);
- Dragons – Section Paloise 15:24 (pewna wygrana francuskiej drużyny mimo rezerwowego właściwie składu).
Z trzema wygranym po trzech kolejkach pozostały już tylko dwie drużyny, Connacht i Montpellier. Pewien awansu jest już też Edynburg. Komplety porażek mają za to Zebre Parma i Newcastle Falcons, ale nawet one nie straciły jeszcze wszystkich szans na awans.
Japan Rugby League One - Japonia
- Kolejna drużyna ubyła spośród niepokonanych Japan Rugby League One po czwartej kolejce gier. Tym razem ten los spotkał drużynę Shizuoka BlueRevs – Malo Tuitama zdobył co prawda kolejne dwa przyłożenia (w tym sezonie ma ich już na koncie 8), ale jego ekipa uległa na wyjeździe Yokohama Eagles 35:53 (hat-trick Masayoshi Takezawy, 13 punktów Yu Tamury, dublet Jessiego Kriela). Bez potknięcia pozostały już tylko dwie drużyny. Broniący mistrzowskiego tytułu Brave Lupus Tokyo pokonali beniaminka Uruyasu D-Rocks 22:14 (D-Rocks nadal bez zwycięstwa, ale rozmiar porażki mniejszy niż dotychczasowych; pierwsze przyłożenie w sezonie zdobył Israel Folau – po 60-metrowej indywidualnej akcji), a liderujący Saitama Wild Knights pokonali Mie Heat 48:24 (hat-trickami wymienili się dwaj skrzydłowi, Koki Takeyama i Lomano Lemeki; pod koniec meczu czerwoną kartkę zobaczył Pablo Matera). Wciąż bez wygranej pozostaje Tokyo Sungoliath, który drugi raz w sezonie zremisował – tym razem 26:26 ze Spears Funabashi Tokyo-Bay (Sungoliath miał przewagę, a remis uratowało im przyłożenie z końcówki meczu, zresztą niepodwyższone). Poza tym Toyota Verblitz pokonał Black Rams Tokyo 32:18 (pierwsze zwycięstwo Verblitz w sezonie, wszystkie punkty zdobył w drugiej połowie), a Sagamihara Dynaboars ograli Kobe Steelers 34:26 (już po dziesięciu minutach i dwóch przyłożeniach Kurta-Lee Arendse prowadzili 14:0). W tabeli na czele Wild Knights, dwa punkty niżej Brave Lupus, a z kolejnymi czterema punktami straty są Eagles. Na dnie tabeli D-Rocks, a wciąż przedostatni jest Sungoliath. A na drugim poziomie rekord publiczności: w meczu Tokatsu z Hino uczestniczyło ponad 10 tys. kibiców.
- W Japonii odbywały się nie tylko rozgrywki ligowe – rozegrano także finał Hanazono, czyli rozgrywek szkół średnich, których tradycja sięga roku 1917. Tytuł zdobyła szkoła Toin Gakuen – po raz piąty w historii, przy czym drugi raz z rzędu. Wygrała w finale 40:17 z Tokai Gyosei, a gwiazdą spotkania był młody łącznik ataku Yumaru Niwa (20 punktów, w tym 2 przyłożenia), który prawdopodobnie znajdzie się w reprezentacji Japonii U19 na wyprawę do Anglii.
Pro D2 - Francja
- Po świątecznej przerwie wróciła francuska druga liga, czyli Pro D2. Rozegrano już szesnastą kolejkę spotkań, po której aż do 10 punktów zwiększyła się przewaga Grenoble nad resztą stawki. Liderzy ligi pokonali Montauban 35:15 (m.in. dzięki godzinie gry z przewagą jednego gracza). Dystans nad rywalami powiększyli przede wszystkim dzięki porażce wicelidera, Brive, w wyjazdowym meczu z Dax 9:22 – zwycięzcy umocnili się dzięki temu w czołowej szóstce. Trzecie w tabeli pozostało Béziers, które pokonało najsłabszą w stawce Niceę 42:9 mimo czerwonej kartki Taylora Gontineaca jeszcze przed upływem pół godziny spotkania (a te pół godziny Rumun miał znakomite; potem, podczas 10 minut gry w trzynastkę jego koledzy zdobyli karne przyłożenie). Zwraca uwaga kolejna porażka Biarritz, które jeszcze niedawno było w czołowej trójce, a teraz zajmuje dopiero dziewiąte miejsce – tym razem uległo Angoulême 10:25 (ciekawostka: skuteczność z kopów obu drużyn to 2/7). Poza tym Agen przegrało z Provence 10:14 (Agen wciąż w dole tabeli, Provence czwarte, a w tym meczu zadebiutował w jego barwach Walijczyk George North), Nevers ograło Mont-de-Marsan 34:0, Oyonnax wygrało z Aurillac 25:10 (trzecia wygrana z rzędu, ale wciąż lokata w dolnej części tabeli), a Valence Romans uległo Colomiers 24:29 (znów błysnął Rodrigo Marta świetnym, trochę szalonym przyłożeniem dla zwycięzców).
Premiership - Anglia
- W kobiecej Premiership pierwszy raz z podstawowym składzie wyszła na boisko Ilona Maher. Tym razem jej Bristol Bears wygrali (41:31 z Exeter Chiefs na wyjeździe), a Amerykanka zdobyła przyłożenie. Zawodniczki z Bristolu pozostały piąte w lidze, ale skróciły dystans do drużyny z Exeter, zachowując nadzieję na awans do play-off. Na czele tabeli Gloucester-Hartpury, a za plecami lidera dwie drużyny z Londynu, Harlequins (pauzowały w ten weekend i dlatego spadły na drugie miejsce) i Saracens (pokonały Leicester Tigers aż 100:0). Jedno ze spotkań tej kolejki przełożono z powodu warunków atmosferycznych.
Championship - Anglia
- W angielskiej lidze Championship pierwszym meczem po świętach miało być powtarzane spotkanie Ampthill z Hartpury University – poprzednio przerwane z powodu znokautowania piłką sędziego. Tym razem spotkanie nawet się nie rozpoczęło – zostało odwołane wskutek zmrożonego boiska.
Grzegorz Bednarczyk
Więcej informacji o rugby w kraju i na świecie przeczytasz na moim blogu „W szponach rugby” [kliknij]