Champions Cup
Ruszyły europejskie puchary. Faza pucharowa tak jak w ostatnich latach w kuriozalnym, mało zrozumiałym dla kibiców formacie, ale polskich fanów cieszy fakt, że na antenie polskiej telewizji rugby wreszcie zagościło – na kanałach Polsatu Sport znalazło się pięć meczów tego weekendu.
- Bath – Stade Rochelais 20:24. Wśród nich był mecz otwarcia w Champions Cup, rozgrywany przy fatalnej pogodzie (zresztą, nie jedyny taki w ten weekend), co zaowocowało mnóstwem błędów po obu stronach. Jednak emocji nie zabrakło, a i znakomite rozegrania się zdarzyły. Pierwsze punkty w spotkaniu zaliczył z karnego Finn Russell dla Bath, ale reszta pierwszej połowy należała do gości, którzy zdobyli w niej trzy przyłożenia. Szczególnie morderczy byli pomiędzy 26. i 31. minutą, gdy dwukrotnie po autach w polu 22 m rywali meldowali się na ich polu punktowym. Najpierw po kilkunastometrowym, niesamowitym maulu autowym, a za drugim razem, gdy Bath szykował się do obrony maula, po znakomitym indywidualnym wejściu uznanego najlepszym graczem spotkania Tawery Kerra-Barlowa. Bath miało swoje szanse, ale nieliczne, i do przerwy przegrywało 6:21. Po przerwie zaczęło odrabiać straty – w ciągu kwadransa zaliczyło dwa przyłożenia i zmniejszyło dystans do jednego oczka. Ale moment później roszelczycy powiększyli swój dorobek o trzy punkty z karnego, a przez ostatnie 20 minut spotkania wynik już się nie zmienił. Cenna wygrana La Rochelle na start europejskiej przygody, zwłaszcza, że tydzień temu sensacyjnie przegrali w lidze z Vannes.
- Stormers – RC Toulonnais 14:24. Odrobinę nieoczekiwane zwycięstwo francuskich milionerów w Południowej Afryce. Zaczęło się od prowadzenia Tulonu 10:0, ale tuż przed przerwą gospodarze wyszli na czoło i wygrywali 14:10. Po przerwie jednak prowadzenie stracili – gdy grali w osłabieniu, stracili przyłożenie, ale wciąż przegrywali tylko trzema punktami. Aż do momentu, gdy na kwadrans przed końcem Mannie Libbok został skutecznie zaszarżowany, puścił piłkę z rąk i Baptiste Serin pomknął po trzecie przyłożenie Francuzów. Ustalony wtedy wynik 24:10 dla Tulonu przetrwał do końca, ale w ostatnich minutach sporo na boisku się działo – w końcówce na boisku mieliśmy tylko 27 zawodników. Najpierw sędzia pokazał czerwoną kartkę jednemu z Francuzów po bardzo niebezpiecznej szarży na Libboku (który wylądował w szpitalu), a zaraz potem żółtą kartkę jednemu z jej kolegów. Stormers jednak zamiast wykorzystać podwójną przewagę, sami po kilkudziesięciu sekundach zrobili żółty kartonik i ostatecznie żadnych punktów nie zdobyli (nie sięgnęli nawet po defensywny bonus).
- Union Bordeaux-Bègles – Leicester Tigers 42:28. Wicelider ligi francuskiej długo zmagał się z Anglikami, w których składzie zabrakło kilku podstawowych graczy. To Tigers zdobyli pierwsze przyłożenie w meczu, a potem ilekroć gospodarze wyrównywali, Anglicy ponownie odskakiwali im na dystans siedmiu oczek. Do przerwy było 14:21. Jednak początek drugiej odsłony zupełnie odmienił spotkanie: w ciągu paru minut Bordeaux zdobyło trzy przyłożenia (w tym dwa w wykonaniu wschodzącej gwiazdy francuskiego rugby, Louisa Bielle’a-Biarrey’a, a wszystkie trzy z udziałem Damiana Penaud). Zyskało 14 punktów przewagi, którą pod koniec meczu jeszcze zwiększyło po przyłożeniu Nicolasa Depoortère’a. Przyłożenie zdobyte przez Tigers w ostatniej akcji meczu pozwoliło gościom jedynie na wywalczenie punktu bonusowego.
- Stade Toulousain – Ulster 61:21. Pierwszy raz od dawna zobaczyliśmy na boisku razem parę łączników Antoine Dupont – Romain Ntamack. I obaj mocno przyczynili się do zwycięstwa swojej drużyny, najwyższego w całym pierwszym weekendzie europejskich pucharów. Właśnie Dupont już w 2. minucie meczu zapoczątkował akcję, która skończyła się pierwszym przyłożeniem Francuzów. Chwilę potem przyłożenie dorzucił Ntamack po asyście łącznika młyna, a po półgodzinie Tuluza prowadziła już 33:7 (i jedno z przyłożeń zapisał na swoje konto sam Dupont). Do przerwy było 40:14, a w drugiej połowie gospodarze nadal przeważali. M.in. znów Dupont zaliczył znakomitą asystę przekopem przez 3/4 szerokości boiska przy drugim przyłożeniu Ange Capuozzo, a na sam koniec spotkania jego ekipa zaliczyła dziewiąte swoje przyłożenie, tym razem karne.
- Bristol Bears – Leinster 12:35. To był jeden z najciekawiej zapowiadających się pojedynków tego weekendu – mierzyli się wicelider Premiership z liderem URC. Na dodatek debiut w barwach Leinsteru zaliczał Nowozelandczyk Jordie Barrett (który zaczął mecz na ławce rezerwowych). Na pierwsze punkty w tym meczu kibice czekali aż pół godziny. Obie drużyny grały o pełną stawkę, nie kopały karnych na słupy, ale rywale skutecznie bronili, było sporo błędów. Dopiero gdy Leinster po dwóch żółtych kartkach obejrzanych w ciągu dwóch minut został na boisku w trzynastkę, bristolczycy otworzyli wynik. Zamiast jednak wykorzystać resztę okresu podwójnej przewagi, punkty stracili – Irlandczycy wyprowadzili akcję, którą przy odrobinie szczęścia po kopie Sama Prendegasta wykończył Jordan Larmour i do przerwy było 7:7. Druga połowa też z początku była wyrównana, do tego stopnia, że gdy sędziemu skończyła się cierpliwość do psutych młynów, kartkami ukarał filarów z obu drużyn. Na boisku zrobiło się luźniej, a chwilę później piękną indywidualną akcją prowadzenie Leinsterowi dał Predergast. Tak jak przez pierwsze 50 minut kibice mogli narzekać na brak płynnej gry, tak od tego momentu Leinster zaczął szaleć. W ciągu kolejnych 5 minut Irlandczycy zaliczyli dwa kolejne przyłożenia, gdy najpierw Jordie Barret oszukał dwóch rywali, a potem znowu Prendergast obsłużony przez RG Snymana zameldował się w polu punktowym gospodarzy. A kolejne 5 minut później przewagę gości powiększył jeszcze Josh van der Flier. Pięć punktów Gabriela Ibitoye pod koniec spotkania niewiele już zmieniło. Leinster mocnym akcentem zaczął europejską przygodę – do ilu to razy sztuka?
- Poza tym:
• ASM Clermont – Benetton Treviso 28:0 (clermontczycy są ostatnio w dobrej formie, a zwycięstwo bez straty punktów to znakomity wstęp do europejskich pucharów; Benetton walczył w drugiej połowie, która jednak skończyła się czwartym, bonusowym przyłożeniem Francuzów);
• Sharks – Exeter Chiefs 39:21 (trudno było oczekiwać przełamania fatalnej passy exeterczyków na wyjeździe na południowej półkuli i już w pierwszej połowie stracili cztery przyłożenia; iskierka nadziei angielskim kibicom mogła się zapalić pod koniec, gdy gospodarze zebrali serię żółtych kartek i zostali na boisku nawet w dwunastkę – cóż z tego, skoro tej przewagi goście nie wykorzystali; cena wygranej Sharks jest jednak spora – kolejnych kilku kontuzjowanych graczy, w tym Eben Etzebeth z wstrząśnieniem mózgu);
• Northampton Saints – Castres Olympique 38:8 (cóż z tego, że Castres miało dłużej piłkę w ręce i zrobiło z nią więcej metrów – Saints prowadzili już 31:3, gdy Francuzi zaliczyli swoje jedyne przyłożenie);
• Munster – Stade Français 33:7 (pewna wygrana Irlandczyków i koszmar Francuzów na początku drugiej połowy, gdy w odstępie paru minut stracili dwóch zawodników z czerwonymi kartkami – drugą z nich po rzuceniu Craiga Casey’a na głowę; paradoksalnie, paryżanie zdobyli przyłożenie właśnie grając w podwójnym osłabieniu, jednak ono niewiele zmieniło);
• Saracens – Bulls 27:5 (i w tym meczu spore znaczenie miał brak dyscypliny – na początku drugiej połowy, przy wyniku 8:5, Bulls zostali na 10 minut na boisku w trzynastkę i w tym czasie stracili dwa przyłożenia; potem Saracens dorzucili jeszcze jedno, dające im zwycięstwo z bonusem; sporo się mówi o świetnym występie Toma Willisa);
• Glasgow Warriors – Sale Sharks 38:19 (po kwadransie było 19:0; i choć potem Anglicy zaczęli odpowiadać, Szkoci jeszcze powiększyli przewagę i pewnie wygrali; bohaterem meczu był łącznik młyna George Horne, który zdobył hat-tricka przyłożeń, kompletując go jeszcze przed przerwą);
• Racing 92 – Harlequins 23:12 (obie połowy od przyłożeń zaczynali londyńczycy, ale mimo dobrych początków i dominacji na boisku obie przegrali; w końcówce mieli na boisku podwójną przewagę, ale nie zdołali zmniejszyć straty, a na odwrócenie losów meczu było zdecydowanie za późno).
Challenge Cup
W Challenge Cup mniej wielkich marek, a i warto pamiętać, że francuskie drużyny walczące w Top 14 często sobie te rozgrywki odpuszczają (przynajmniej na tym etapie). Z różnym efektem, bo na przykład Montpellier mimo rezerwowego składu na wyjeździe wygrało.
- Gloucester – Edinburgh 15:10. Najciekawiej zapowiadające spotkanie tej kolejki skończyło się zwycięstwem angielskiej ekipy. Do przerwy był remis 7:7, a w drugiej połowie to właśnie Anglicy zyskali 8-punktową przewagę. Pomógł im w tym 20-minutowy okres gry w przewadze po kolejnych żółtych kartkach rywali – to wtedy zaliczyli jedyne przyłożenie z drugiej połowy (swoją drogą – drugie w tym meczu i zarazem drugie po maulu autowym). Szkoci walczyli do końca, ale punkty zdobyli dopiero na sam koniec spotkania – gdy już nie mogli liczyć na odrobienie całości strat, kopnęli karnego, który pozwolił im przynajmniej zgarnąć bonus defensywny.
- Black Lion – Vannes 22:19. Pierwsza wygrana gruzińskiej drużynie w Challenge Cup przed własną publicznością (rok temu wygrali tylko na wyjeździe w Walii). Rywalem był francuski beniaminek z Vannes, opromieniony ubiegłotygodniowym zwycięstwem ligowym nad La Rochelle – do Tbilisi przyjechał jednak z całkowicie wymienionym składzie (wszak kluczowa jest dlań walka o utrzymanie, a droga do Gruzji była daleka). Gruzini tymczasem zagrali w mocnym zestawieniu, a punkty zdobywały dla nich dwie gwiazdy – jedyne przyłożenie zaliczył niezwykle skuteczny skrzydłowy Akaki Tabucadze, a pozostałe 17 punktów zaliczył z kopów łącznik ataku Luka Matkawa. Gruzini prowadzili po pierwszej połowie, w drugiej dzięki karnym Vannes doprowadziło to remisu, ale ostatnie słowo miał Matkawa.
- Poza tym:
• Dragons – Montpellier Hérault 14:18 (wygrana Francuzów mimo rezerwowego w dużej mierze składu, w drużynie m.in. zobaczyliśmy młodego Portugalczyka Nicolasa Martinsa; wszystkie punkty padły w pierwszej połowie – po 20 minutach było 0:18, po 40 minutach 14:18, a potem nikt już punktów nie zdobył – choć Walijczycy przez ostatnie 20 minut nieustannie naciskali, a w ostatniej akcji byli o włos od przyłożenia);
• Aviron Bayonnais – Scarlets 17:16 (w pierwszej połowie dwa przyłożenia gospodarzy i prowadzenie 14:6, ale tuż przed przerwą Walijczycy zmniejszyli stratę do jednego oczka; w drugiej połowie długo bez punktów, dopiero na pięć minut przed końcem po karnym Scarlets wyszli na prowadzenie, ale chwilę potem będący w tym meczu rezerwowym Joris Segonds odpowiedział tym samym);
• Lyon OU – Cardiff 37:26 (zacięty mecz, w którym drużyny wymieniały się ciosami, zmieniały na prowadzeniu, a losy zwycięstwa rozstrzygnęły dopiero w ostatnich 20 minutach – w 61. minucie po przyłożeniu Cardiff po raz ostatni wyszło na czoło, ale zaraz po wznowieniu gospodarze odpowiedzieli swoim piątym przyłożeniem, dorzucili podwyższenie i dwa karne i wygrali z bonusem; znów błysnął Dawit Niniaszwili, który miał spory udział w dwóch pierwszych przyłożeniach swojej ekipy, a także Ethan Dumortier, który zapunktował dwukrotnie);
• Connacht – Zebre Parma 43:12 (pierwsze przyłożenie padło dla Włochów, ale na kolejne czekali niemal do końca meczu, a w międzyczasie punktowali gospodarze, wśród których wyróżnił się trzema przyłożeniami skrzydłowy Chay Mullins);
• Cheetahs – USA Perpignan 20:20 (dość często na tablicy wyników w tym meczu gościł remis i remisem spotkanie się skończyło; w ostatnich minutach ekipa z RPA cieszyła się przez moment prowadzeniem po karnym, ale po kilkudziesięciu sekundach Francuzi odpowiedzieli tym samym; Cheetahs w roli gospodarzy podobnie jak w ubiegłym sezonie w Amsterdamie);
• Section Paloise – Newcastle Falcons 32:19 (sześć zmian na prowadzeniu przez pierwszą godzinę, ale potem górę wzięli gospodarze);
• Ospreys – Lions 30:14 (jedyne zwycięstwo walijskiej drużyny w ten weekend; mecz przeniesiono do Llanelli, siedziby Scarlets, po tym, gdy orkan Darragh uszkodził stadion w Swansei).
Pro D2 - Francja
- Rozegrano trzynastą kolejkę w drugiej francuskiej lidze, Pro D2. Na start kibice zobaczyli mecz Colomiers z Provence – prawdziwa huśtawka, w której drużyny ośmiokrotnie wymieniały się na prowadzeniu, a ostatecznie gospodarze wygrali zaledwie jednym punktem, 31:30. Przegrani pozostali jednak na piątym miejscu w tabeli – w tej kolejce mieliśmy bowiem prawdziwy pogrom czołówki (przegrało pięć spośród sześciu czołowych drużyn). Liderem pozostało Grenoble, ale tylko dzięki bonusowi defensywnemu wywalczonemu przy okazji wyjazdowej przegranej z Mont-de-Marsan 26:30. Punktami zrównało się z liderem Brive, które jako jedyne z czołówki wygrało – pokonało czwarte Béziers 15:10. Przegrało trzecie Biarritz, w niecodziennych okolicznościach: na 10 minut przed końcem traciło do Dax 10 punktów, ale gospodarze zebrali dwie żółte kartki, Baskowie zaliczyli dwa przyłożenia, z czego drugie tuż przed upływem regulaminowego czasu gry. I gdy wydawało się, że ich skromna wygrana jest niezagrożona, Dax odpowiedziało jednak przyłożeniem i wygrało ostatecznie 26:20. Poza tym Aurillac pokonało Valence Romans 18:13 (pięć kartek gości, w tym jedna czerwona, w sumie przegrana stosunkowo niska jak na pół godziny w czternastkę i 20 minut w trzynastkę), Nicea przegrała z Nevers 26:32 (pierwsze przyłożenie w sezonie Andrzeja Charlata nie pomogło beniaminkowi), Agen pokonało Oyonnax 28:14 (spadkowicze z Top 14 grali niemal cały mecz w osłabieniu po czerwonej kartce), Montauban uległo Angoulême 20:27. W strefie spadkowej pozostają beniaminek i spadkowicz – Nicea i Oyonnax.
Championship - Anglia
- Grała też druga liga angielska, Championship. Coventry pozostało niepokonane, ale wygraną 14:13 nad Hartpury zawdzięcza przyłożeniu zdobytemu w 80. minucie meczu. Wygrał też wicelider, Ealing Trailfinders – po pierwszej połowie przegrywał z Bedford Blues, ale drugą połowę wygrał 17:0 i całe spotkanie 25:17. Niecodzienna historia w Chinnor – w 68. minucie brakło prądu na stadionie i przy prowadzeniu gospodarzy nad Doncaster Knights 18:13 mecz został przerwany. Poza tym Caldy przegrało z Cornish Pirates 3:22, Cambridge uległo Nottingham 10:43, a London Scottish wypuściło zwycięstwo z rąk w ostatniej chwili i przegrało z Ampthill 14:15.
Divisão de Honra - Portugalia
-Znacznie później niż w innych europejskich krajach zaczął się sezon ligowy w Portugalii – Divisão de Honra ruszyła dopiero w ten weekend, tydzień po meczu o superpuchar kraju, w którym podobnie jak w ostatnim finale ligi Belenenses pokonało Agronomię (32:29) i po zakończeniu toczonych wcześniej rozgrywek w ramach tzw. „turnieju otwarcia”. W lidze w pierwszej fazie drużyny są podzielone na trzy grupy po cztery zespoły – dwie najlepsze drużyny z każdej grupy będą w drugiej fazie walczyć o mistrzostwo, a dwie najsłabsze o utrzymanie. W pierwszej kolejce mistrzowie kraju, Belenenses, wygrali z Coimbrą 28:14, natomiast wpadkę zaliczył wicemistrz – Agronomia uległa drużynie São Miguel 13:20. Zwycięstwa odnieśli też obaj finaliści ligi z 2023 – Direito i Cascais.
Grzegorz Bednarczyk
Więcej informacji o rugby w kraju i na świecie przeczytasz na moim blogu „W szponach rugby” [kliknij]