Champions Cup
Głównym daniem rugbowego weekendu był finałowy mecz Champions Cup, w którym zmierzyły się dwie chyba największe klubowe europejskie potęgi – a w każdym razie najbardziej utytułowane drużyny w historii tych rozgrywek. Trudno uwierzyć, że to był dopiero pierwszy taki finał w historii.
- Stade Toulousain – Leinster 31:22. Trenerzy obu drużyn wytoczyli najcięższe działa, choć obaj pozostawili sobie karty atutowe na ławkach rezerwowych – u dublińczyków nie wybiegli od początku na boisko chociażby Josh van der Flier czy James Ryan (na ławce był też Cian Healy, dla którego to był już dziewiąty europejski finał w karierze), z kolei w Tuluzie znów w wyjściowej piętnastce znalazł się Blair Kinghorn, podczas gdy Thomas Ramos zaczął mecz w rezerwie. A spotkanie okazało się świetnym widowiskiem, choć przez 80 minut widzowie nie doczekali się ani jednego przyłożenia.
- W pierwszej połowie obie drużyny miały szansę na przekroczenie linii bramkowej, ale w obu przypadkach obrona wzięła górę nad atakiem. Na początku bliska przyłożenia była Tuluza, natomiast potem przeważał Leinster (m.in. po półgodzinie gry Blair Kinghorn z Antoine’m Dupontem w ostatniej chwili ratowali Tuluzę przy ataku Dana Sheehana). Obie drużyny wykorzystywały za to szansy z rzutów karnych – w pierwszej połowie więcej okazji miał Blair Kinghorn (pierwszą trójkę zaliczył z własnej połowy) niż Ross Byrne i Tuluza prowadziła do przerwy 9:6. W drugiej połowie wynik był odwrotny, ale obraz gry podobny. Bliski przyłożenia był Matthis Lebel (uratował dublińczyków Jordan Larmour), atakowali też Irlandczycy, ale ostatecznie punkty padały tylko z karnych, przy czym ostatnie z nich zdobyli zmiennicy – Ramos i Ciaran Frawley. Kop tego ostatniego po całkowicie zdominowanym młynie na dwie minuty przed końcem doprowadził do remisu 15:15 i mieliśmy dogrywkę (moment później Frawley próbował jeszcze dalekiego drop goala, który mógł dać Puchar Mistrzów Irlandczykom, ale minimalnie chybił).
- A w dogrywce (trzeciej w historii finałów Champions Cup) wreszcie zaczęły padać przyłożenia. Zaraz na jej początku żółtą kartkę za zbicie piłki do przodu zaliczył James Lowe, a chwilę potem przewagę (podwójną, bo z kontuzją w tym momencie zmagał się Frawley) wykorzystali Francuzi, dokumentując ją pierwszym przyłożeniem w meczu w wykonaniu Lebela, który pomknął lewym skrzydłem. Ramos dorzucił karnego i Tuluza miała 10 punktów przewagi, ale została w czternastkę po czerwonej kartce Richiego Arnolda, a przyłożenie dla Leinsteru zdobył po walce pod linią bramkową van der Flier. Były trzy punkty różnicy, ale wtedy Tuluza znowu odjechała z wynikiem dzięki karnym Ramosa. Zrobiło się dziewięć punktów różnicy, a choć Leinster atakował do końca, mecz skończył Blair Kinghorn wypychając Jacka Conana na aut. W sumie Francuzi zdobyli w ciągu 20 minut dogrywki więcej punktów niż przez 80 minut regularnego czasu gry.
- To był niezwykle zacięty, intensywny mecz, czego efektem były nie tylko kartki, ale i kontuzje (kilku graczy musiało opuścić z tego powodu boisko). O wygranej Tuluzy zdecydował wysiłek w obronie, w której zaimponowała ilością przechwytów piłki (aż 19 wobec 8 Leinsteru, przy czym aż cztery – w tym trzy na ostatniej linii obrony – zanotował niesamowity Dupont, znakomity był też Jack Willis). Zniwelowała w ten sposób przewagę Leinsteru (aż 64% terytorium i 58% posiadania piłki, seryjnie wygrywane młyny). Bardzo istotna okazała się też skuteczność z kopów – tuluzańczycy wykorzystali wszystkie szanse, podczas gdy dublińczycy dwukrotnie spudłowali z podstawki, dwukrotnie też nieskutecznie spróbowali drop goali. A jeśli mowa o kopach, dodajmy do tego jeszcze dwa 50:22 w wykonaniu Duponta.
- Tuluza świętuje (szósty w historii triumf w Champions Cup), natomiast Leinster zaliczył trzeci przegrany finał Champions Cup z rzędu i to trzeci z rzędu przeciwko francuskim drużynom. Dupont (który za tydzień zagra w Madrycie w turnieju SVNS, potem wróci na końcówkę sezonu do Tuluzy, a po jego zakończeniu ponownie dołączy do reprezentacji siódemkowej) nie tylko wzniósł w górę wielkie trofeum, ale został uznany zarówno najlepszym graczem meczu, jak i najlepszym graczem całych rozgrywek (drugi raz w karierze). A prasa pisze o nim jako o człowieku, który odmienia rugby.
Challenge Cup
Przygrywką do finału Champions Cup było spotkanie dzień wcześniejsze, rozstrzygające puchar Challenge Cup.
- Gloucester – Sharks 22:36. Trochę trudno było go docenić, bo spotkały się w nim dwie drużyny, które w Challenge Cup radziły sobie nieźle, ale w swoich ligach bliżej im było dna niż walki o medale. Jednak Sharks to przecież drużyna, która w ostatnich latach ściągnęła bardzo wielu reprezentantów Południowej Afryki. Co prawda tym razem zagrali bez kontuzjowanego kapitana, Lukhanyo Ama, ale gwiazd w ich składzie nie zabrakło. Ale wśród kluczowych postaci tego spotkania byli nie tylko Ox Nche czy Eben Etzebeth (choć jego szarża ratująca Sharks przed przyłożeniem jest przedmiotem dyskusji), ale także człowiek, który dla RPA jeszcze nie zagrał – występujący na poziomie URC od niedawna łącznik ataku Siya Masuku, który zdobył w tym meczu z kopów 21 punktów (5 karnych i 3 podwyższenia). Sharks zdominowali Gloucester fizycznie, zarabiali karne, a Masuku zamieniał je na punkty. Choć początek meczu należał do Anglików (atakowali, a rywale przez 10 minut grali w osłabieniu), to Sharks do przerwy prowadzili 16:3 (pierwsze przyłożenie zaliczając po indywidualnej akcji Phepsiego Butheleziego). Po przerwie Anglicy zaczęli się odgryzać (w sumie zdobyli tyle samo przyłożeń co ekipa z RPA), ale po godzinie gry przegrywali już 36:10 i przyłożenia zdobyte w końcówce nic już zmienić nie mogły. W ten sposób zobaczyliśmy pierwszy europejski puchar w rękach drużyny z RPA. A najczęściej chyba oglądanym zagraniem z tego spotkania jest 50:22 w wykonaniu filara Sharks, Vincenta Kocha.
Super Rugby Pacific - Australia, Nowa Zelandia, Fiji, Samoa, Tonga
W Australii i Nowej Zelandii odbyła się wypełniona meczami derbowymi czternasta, przedostatnia kolejka fazy zasadniczej Super Rugby Pacific.
- Chiefs – Hurricanes 17:20. Starcie dwóch nowozelandzkich potęg zaczęło się od czerwonej kartki – już w siódmej minucie zobaczył ją Raymond Tuputupu z ekipy gości. Jednak jak to jest w Super Rugby, skutki czerwonej kartki były ograniczone do 20 minut. Jeszcze w osłabieniu Canes wyszli na prowadzenie, a do przerwy wygrywali 14:0 (dla odmiany wykorzystali osłabienie rywali po żółtej kartce). Od pierwszej akcji drugiej połowy Chiefs rzucili się do odrabiania strat – od razu zaliczyli pierwsze przyłożenie, a do wyrównania doprowadzili w 72. minucie po karnym Damiana McKenziego. Ostatnie słowo należało jednak do gości – o rezultacie meczu przesądził karny Bretta Camerona z ponad 40 metrów. Dla Chiefs to pierwsza domowa porażka w tym sezonie – na pocieszenie pozostał im punkt bonusowy.
- Crusaders – Blues 29:27. Crusaders podtrzymali nadzieję na awans do play-off, pokonując liderów ligowej tabeli (którzy wcześniej przegrali tylko raz) w nowozelandzkim klasyku. Blues prowadzili po półgodzinie 15:7, a na początku drugiej połowy 22:12 (po przyłożeniu zdobytym w okresie gry w osłabieniu). Jednak kolejny kwadrans to 17 punktów z rzędu obrońców tytułu mistrzowskiego, dzięki czemu wyszli na prowadzenie 29:22. Blues co prawda zdobyli przyłożenie, ale brakło im skutecznego podwyższenia i ostatecznie musieli zadowolić się tylko punktem bonusowym. Swoją drogą, aucklandczycy chcą, aby do gry na pozostałą część sezonu został dopuszczony Beauden Barrett, który ma z nimi kontrakt na kolejny sezon i już wrócił z Japonii po tym, jak jego drużyna odpadła z rywalizacji w Japan Rugby League One.
- Poza tym:
• Brumbies – Rebels 53:17 (zdecydowane zwycięstwo ekipy z Canberry, która do przerwy prowadziła 34:3; co prawda trzy kolejne żółte kartki w drugiej połowie rywale wykorzystali, ale różnica była zbyt duża, aby całkiem zmienić wynik meczu, a na dodatek w ostatnich minutach Brumbies jeszcze dwukrotnie przyłożyli piłkę);
• Moana Pasifika – Waratahs 27:12 (pewna wygrana wyspiarzy, którzy podtrzymali nadzieję na awans do play-off; na kwadrans przed końcem prowadzili 27:0 i wtedy stracili dwa przyłożenia, co nie zmieniło wyniku meczu, ale odebrało Moanie niezwykle ważny ofensywny punkt bonusowy);
• Reds – Western Force 59:13 (wysoka wygrana Reds nad drużyną z zachodniego wybrzeża; znów szalał 20-letni Tim Ryan, który zdobył trzy przyłożenia – drugi hat-trick w swojej jakże krótkiej karierze w SR, to przecież był dopiero jego siódmy mecz, z czego czwarty zagrany od pierwszej minuty);
• Highlanders – Fijian Drua 39:3 (niezwykle ważny mecz dla awansu do play-off i zdecydowane zwycięstwo nowozelandzkich „górali”, którzy zaliczyli swoje najwyższe zwycięstwo w sezonie – w sporej mierze zawdzięczają je swoim urodzonym na Fidżi skrzydłowym, którzy zdobyli trzy przyłożenia).
- Przed ostatnią kolejką gier pozostała już tylko jedna istotna wątpliwość – znane jest siedem drużyn uczestniczących w play-off (z Nowej Zelandii Blues, Hurricanes, Chiefs i Highlanders, z Australii Brumbies, Reds i Rebels), natomiast o pozostałe jedno miejsce rywalizują aż cztery ekipy (Drua, Western Force, Crusaders i Moana). Z rywalizacji odpadli tylko Waratahs. Swoją drogą, format Super Rugby jest kuriozalny – przedostatnia drużyna ligi, a także drużyna z zaledwie trzema wygranym w 13 meczach, na kolejkę przed końcem rundy zasadniczej wciąż mają szansę na awans do play-off i mistrzostwo.
Japan Rugby League One - Japonia
- W obecności ponad 56 tys. widzów (rekord ligi, przynajmniej w XXI w., rok temu było „tylko” 41 tys.) rozegrano finał Japan Rugby League One. Niepokonana dotąd drużyna ubiegłorocznych wicemistrzów, Saitama Wild Knights, grała z Brave Lupus Tokyo. I poniosła pierwszą porażkę w sezonie – 20:24. Wild Knights dominowali od początku, jednak unieważniono im dwa przyłożenia i po 20 minutach wygrywali po karnych tylko 6:0. Przyłożenie zdobyli za to rywale, wyszli na prowadzenie 10:6, a na dodatek tuż przed przerwą żółtą kartkę zobaczył Marika Koroibete. Mając przewagę jednego zawodnika Brave Lupus zaliczyli kolejne przyłożenie na początku drugiej połowy i prowadzili już 17:6. Wild Knights się przebudzili i po dwóch przyłożeniach (drugie z nich przy sporej zasłudze Koroibete) wrócili na prowadzenie na 10 minut przed końcem. Nie na długo – po paru minutach Brave Lupus zdobyli przyłożenie. Wild Knights walczyli do końca, ale sędzia unieważnił im już trzecie przyłożenie w meczu uznając, że po drodze było podanie do przodu. Decyzje sędziowskie (w tym o uznaniu jednego z przyłożeń zwycięzców, a także o braku weryfikacji TMO przodu z końcówki) wzbudziły zresztą pewne kontrowersje. Niemniej to Brave Lupus wznieśli mistrzowski puchar, triumfując w Japonii po raz dziewiąty w historii – i pierwszy raz od 2010. Jest to pierwszy tytuł japońskiej legendy, Michaela Leitcha, a także Richiego Mo’ungi, który dla odmiany znakomicie zaczął swoją japońską karierę. W meczu o brąz Tokyo Sungoliath pokonało Yokoahama Eagles 40:33. Eagles prowadzili już 33:14 (m.in. dzięki hat-trickowi skrzydłowego Chihito Matusi, ale Sungoliath odwrócił losy meczu, szalę zwycięstwa przechylając na swoją korzyść dzięki przyłożeniu z podwyższeniem zdobytym w ostatniej akcji meczu).
- W meczach o grę w najwyższej lidze upragniony awans wywalczyła drużyna Uruyasu D-Rocks – drugi raz ograła Hanazono Liners, tym razem 35:30. Dwóm pozostałym drużynom z drugiej ligi celu nie udało się osiągnąć. Co prawda Shuttles Aichi wygrali z Mie Heat 24:15, ale nie odrobili straty z poprzedniego weekendu (dla Heat jedno z przyłożeń zdobył Pablo Matera), natomiast Green Rockets Tokatsu drugi raz przegrali z Black Rams Tokyo.
Pro D2 - Francja
- Rozegrano ćwierćfinały Pro D2. W pierwszym Grenoble (klub, który zajął czwarte miejsce w fazie zasadniczej mimo karnego odebrania mu ośmiu punktów) pokonał 58:10 Dax (pierwszego w historii beniaminka, który awansował do play-off). Znacznie bardziej zacięty był drugi pojedynek, w którym Béziers grało z Brive (które awans do tego etapu wywalczyło na samym finiszu fazy ligowej). Trudno zliczyć, ile razy drużyny zmieniały się na prowadzeniu, a skończyło się wygraną Basków 33:31 dzięki przyłożeniu z podwyższeniem zdobytemu tuż przed końcem meczu. Ważne role odegrali po obu stronach kopacze – Samuel Marques zdobył dla zwycięzców 18 punktów, a Tom Raffy dla Brive – aż 26. Skład półfinałów: Provence – Grenoble i Vannes – Béziers.
- Swoją drogą ciekawe dane dotyczące widowni – mecze fazy zasadniczej Pro D2 oglądało z trybun łącznie 1,35 mln widzów, bijąc dotychczasowy najlepszy wynik o niemal 20%. Liderem jest Vannes, gdzie średnia frekwencja na trybunach przekroczyła 10 tys. widzów, kolejne miejsca zajęły Brive i Grenoble.
Championship - Anglia
Zakończyły się rozgrywki angielskiej Championship. W ostatniej kolejce swoją przewagę nad konkurentami potwierdzili mistrzowie ligi – Ealing Trailfinders pokonali Bedford Blues 59:12. Drugie miejsce odebrali pauzującemu w tej kolejce Coventry zawodnicy Cornish Pirates, którzy wygrali z London Scottish 38:27. Dopiero szóste miejsce w lidze zajęli Doncaster Knight – jedyna drużyna, którą Premiership było gotowe dopuścić do swego grona (w ostatni weekend stracili piątą lokatę na rzecz Hartpury University, z którym przegrali 14:43).
Major League Rugby - USA
- Kolejny weekend gier amerykańskiej Major League Rugby zaczął się od ciekawego pojedynku, w którym wicelider konferencji zachodniej, Seattle Seawolves, pokonał celujących w play-off na wschodzie Old Glory DC 26:24. Sporą niespodziankę sprawili Miami Sharks – beniaminek pokonał 15:13 liderów konferencji wschodniej i obrońców tytułu mistrzowskiego, New England Free Jacks – dzięki przyłożeniu z podwyższeniem na sam koniec spotkania. Przegrał też dotychczasowy wicelider ze wschodu – Chicago Hounds, choć długo toczyli wyrównany bój, ulegli NOLA Gold 13:25, a nowoorleańczycy wyprzedzili ich w klasyfikacji. Na zachodzie na trzecie miejsce awansował San Diego Legion po wygranej w derbach Kalifornii z RFC Los Angeles 27:19 (decydował finisz w drugiej połowie, wygranej 20:0).
Super Rugby Americas - Ameryka Południowa
- Ostatnia kolejka fazy zasadniczej Super Rugby Americas nie przyniosła już zmian w składzie drużyn awansujących do play-off. Dominację w lidze potwierdzili Pampas, którzy odnieśli jedenaste zwycięstwo w sezonie wygrywając z Cobras aż 70:38. Drudzy w lidze Dogos tylko zremisowali z broniącym tytułu mistrzowskiego Peñarolem 26:26 (po kwadransie prowadzili 19:0, ale potem musieli ratować remis karnym przyłożeniem na koniec meczu). W meczu bez stawki Selknam pokonał American Raptors 24:19. Mimo wygranej chilijska drużyna, w której gra wielu reprezentantów kraju, uczestniczących w ostatnim Pucharze Świata, znalazła się poza czołową czwórką.
SA Cup - Południowa Afryka
- W Południowej Afryce odbył się finał rozgrywek SA Cup czyli swego rodzaju przygrywki do tegorocznych rozgrywek Currie Cup. Brały w nich udział wszystkie drużyny prowincjonalne z wyjątkiem czterech prowincji reprezentowanych w URC. W finale niepokonani w tej rywalizacji Griquas wygrali 46:24 z Pumas. Kolejne miejsca zajęły Cheetahs i Griffons, czyli w pierwszej czwórce mieliśmy cztery drużyny występujące w najwyższej dywizji Currie Cup.
División de Honor - Hiszpania
- Mistrzem hiszpańskiej División de Honor została ekipa VRAC z Valladolid. Podobnie jak przed rokiem w finale mierzyła się z inną drużyną kastylijską, Burgos. Po bardzo zaciętym spotkaniu wygrała jednym punktem, 20:19, mimo że na początku spotkania przegrywała już 0:11. Dla VRAC to trzynasty tytuł mistrzowski w historii (jedenasty w okresie ostatnich trzynastu sezonów). A przy okazji rewanż za porażki w meczach z tym samym rywalem o dwa inne trofea w tym sezonie, superpuchar i Puchar Króla.
Ereklasse - Holandia
- W finale holenderskiej Ereklasse zwyciężyła drużyna RC 't Gooi, która dzięki wygranej nad Haagsche RC 22:12 zdobyła swój czwarty tytuł mistrzowski w historii. Wcześniej, w półfinale pokonała 18:5 drużynę Eemland, nieoczekiwanego mistrza z poprzedniego sezonu. 't Gooi awansowali do fazy play-off z najniższego, czwartego miejsca i pokonali w niej dwie najlepsze drużyny sezonu zasadniczego.
Division 1 - Belgia
Dogrywka była potrzebna w finale belgijskiej Division 1. Co prawda początkowo Dendermondse zdobyło przewagę, ale Soignies zredukowało straty i w końcówce co chwilę mieliśmy remis. Ostatni z nich, 19:19, Dendermondse wywalczyło karnym w ostatniej minucie regulaminowego czasu gry. W dogrywce decydowały „złote punkty” – Dendermondse wykorzystało osłabienie rywali i zdobyło decydujące przyłożenie, które dało mu wygraną 24:19. Obroniło w ten sposób tytuł mistrzowski (zdobyło go piąty raz w historii). Dzień wcześniej rozegrano finał ligi kobiet – w nim Boitsfort pokonało Gent 15:14, sięgając po trzecie mistrzostwo kraju w historii (po siedmiu latach przerwy).
Women’s Elite Rugby - USA
- W Stanach Zjednoczonych ogłoszono powstanie kobiecej ligi zawodowej – Women’s Elite Rugby. Nie wiadomo, czy już pierwszy sezon będzie oznaczał pełne przejście na profesjonalizm, jednak taki jest cel rozgrywek. Model własnościowy ma być analogiczny do MLR – jeden podmiot, w którym udziały mają inwestorzy odpowiedzialni za poszczególne drużyny. Skład ligi ma być ogłoszony do stycznia, a pierwszy sezon ruszyć w przyszłym roku. W Stanach Zjednoczonych ogłoszono powstanie kobiecej ligi zawodowej – Women’s Elite Rugby. Nie wiadomo, czy już pierwszy sezon będzie oznaczał pełne przejście na profesjonalizm, jednak taki jest cel rozgrywek. Model własnościowy ma być analogiczny do MLR – jeden podmiot, w którym udziały mają inwestorzy odpowiedzialni za poszczególne drużyny. Skład ligi ma być ogłoszony do stycznia, a pierwszy sezon ruszyć w przyszłym roku.
Grzegorz Bednarczyk
Więcej informacji o rugby w kraju i na świecie przeczytasz na moim blogu „W szponach rugby” [kliknij]