Trener „Pomarańczowych” opowiadał o sukcesach swojej drużyny, problemach reprezentacji Walii i fenomenie Włoch na Pucharze Sześciu Narodów.
Holandia drugi rok z rzędu zajęła piąte miejsce w Mistrzostwach Europy. Czy jesteś zadowolony z wyniku?
- Tak, turniej z roku na rok jest coraz lepszy. Mój zespół dostosowuje się do silnych przeciwników z dobrymi budżetami. Nie mamy zbyt dużo pieniędzy na rozwój, co moim zdaniem jest pewnym problemem. A mimo to staramy się wyprzedzić Hiszpanię i Rumunię. Tak, jest to trudne, ale zmierzamy we właściwym kierunku. W tym roku również osiągnęliśmy bardzo dobry wynik z reprezentacją Gruzji.
Miałeś ciężki mecz z Hiszpanią (18:20). Czego brakowało, aby wygrać i dostać się do „czwórki”?
- Nie mamy jeszcze wystarczającego doświadczenia. Może w niektórych momentach nie miałem wystarczającej wiary w siebie. Hiszpania bardzo mocno rozpoczęła mecz, ale udało nam się wyrównać. Należy pamiętać, że dla Holandii było to pierwsze spotkanie od 11 miesięcy. Wynik jest więc nadal dobry. Ale już widać, że jesteśmy coraz bliżej poziomu Hiszpanii.
11 miesięcy to bardzo dużo czasu dla reprezentacji narodowej. Czy planujesz w tym roku rozegrać mecze testowe?
- Mamy nadzieję, że w lipcu uda nam się polecieć do Kanady i tam rozegrać spotkanie. Na listopad zaplanowano także dwa testy. Połowa naszych zawodników gra poza Holandią w ligach półprofesjonalnych i zawodowych. Mam nadzieję, że dzięki dobrej pracy trenerów będą się tylko rozwijać.
Szwajcaria najprawdopodobniej zagra w przyszłorocznych Mistrzostwach Europy. Jak oceniłbyś tego przeciwnika?
- Teraz Szwajcarzy są tam, gdzie Holandia była 4 lata temu, wkraczają na nowy poziom, awansują w klasie, nieznany turniej i silni przeciwnicy. Szanujemy każdego z naszych przeciwników - czy to Gruzję, czy Szwajcarię. Przygotowujemy się jednakowo na każdego przeciwnika.
W zakończonych Mistrzostwach Europy nie było sensacji, Gruzja ponownie została mistrzem. Jak oceniasz występ Lelos pod wodzą nowego trenera i czy szybko rozwijająca się Portugalia będzie w stanie ich wyprzedzić w przyszłym roku?
- Obie drużyny w pewnym stopniu odbudowują się po Pucharze Świata we Francji. Gruzini zdali sobie sprawę, że muszą grać szybciej, aby odnosić zwycięstwa nad pierwszorzędnymi drużynami rugby. Portugalia na Pucharze była po prostu fenomenalna, ale nie uniknęła porażek. Mają inny charakter - w walce. Szybkość „Wilków” jest doskonała, ale trzeba popracować nad siłą i statyką – za to teraz na boisku odpowiada młodsze pokolenie. Wszyscy musimy wywrzeć presję na Gruzję, aby mistrz w końcu się zmienił i wywołała sensację (śmiech).
Skoro już o sensacjach mowa, czy Włochy były dla Ciebie sensacją na Pucharze Sześciu Narodów?
– W ciągu ostatnich czterech lat realizacja programu rozwojowego Azzurri przebiegała po prostu fantastycznie. Czy w przyszłym roku nadal nas zaskoczą? Jestem pewien, że tak. Znaleźli odpowiednich ludzi do realizacji celów i poprowadzenia zespołu. Tylko spójrzcie, ilu utalentowanych młodych zawodników gra obecnie w pierwszym składzie! Oznacza to, że właśnie przeszli przez wszystkie etapy tego programu rozwoju. Współczesne rugby to szybkość i młodość. A Włochy mają to wszystko. Udało im się także znaleźć tzw. zawodników rugby X-Factor. Sztab trenerski również wykonuje świetną robotę. Tak, Włochy miały pecha – ich przeciwnicy nie zrezygnowali ze swoich pozycji. Ale Azzurri czekali i czekali. Dlatego widzimy tak wspaniały wynik.
Jak oceniłbyś katastrofalny występ Walii jako trenera i walijskiego kibica swojej drużyny narodowej?
- Nie wiem co powiedzieć. Wielu dobrych zawodników nie znalazło się w składzie, ale widzieliśmy nowe nazwiska. Ci zawodnicy muszą się jeszcze wiele nauczyć, aby osiągnąć najwyższy poziom. Walii wyraźnie brakowało Dana Biggara i Garetha Anscombe w pierwszej połowie meczu. Niestety, obecnie wielu Walijczyków opuściło kraj i nie może pomóc drużynie narodowej. Tak wyglądała sytuacja 20 lat temu, kiedy nasi zawodnicy trafiali do Ligi Rugby. W rugby klubowym nie radzimy sobie najlepiej – na cztery drużyny mamy tylko jedną silną drużynę. Nie należy jednak obwiniać zawodników i trenerów. Uważam, że za taki chaos winni są zupełnie inni ludzie – ci, którzy przez ostatnie 5-10 lat podejmowali w swoich urzędach kluczowe decyzje. To oni muszą zadawać poważne pytania.
Czy jest jakieś wyjście z tej sytuacji?
- Nawet nie wiem. Inwestycja w zawodników rugby to świetny pomysł. Ale to nie wystarczy. Mam nadzieję, że Warren Gatland znajdzie okazję, aby naprawić sytuację.
Nawiasem mówiąc, sam Gatland powiedział, że woli pracować z doświadczonymi graczami rugby. I tu widzimy całą kompozycję młodych ludzi. Może Walia powinna rozejrzeć się za innym trenerem?
- Nie zgadzam się z Warrenem. Zawsze ustępował miejsca młodym graczom rugby – pomyśl o Lydiate lub Warburtonie. To Gatland wprowadził ich do wielkiego rugby. Jest mistrzem w pozyskiwaniu młodego zespołu i przekształcaniu go w doświadczony zespół, który uczy się wygrywać. Warren kładzie duży nacisk na rozwój talentów. Gatdand dwukrotnie w ciągu trzech miesięcy powiedział, że rozumie złożoność sytuacji. Ale nagle oznajmił, że złoży rezygnację. To jest to, co mnie martwi. Co to znaczy? Może już w siebie nie wierzy? Teraz zespół jest na poziomie Gruzji i Portugalii. Myślę jednak, że Gatlandowi uda się jeszcze wszystko naprawić i wybrać odpowiednich wykonawców.
Wygląda na to, że Francji brakowało tylko jednego kluczowego wykonawcy…
- Les Blues są bardzo uzależnieni od Antoine'a Duponta. Teraz uczą się grać bez niego, ale nie wychodzi im to zbyt dobrze. Widzimy, jak pod jego nieobecność spada wydajność zespołu. Obiektywnie nie ma nikogo, kto mógłby go zastąpić – jest zbyt utalentowany. Prawdziwa gwiazda. Osoba, która jest po prostu na innej planecie pod względem poziomu gry, podejmowania decyzji i zrozumienia gry. Mam nadzieję, że po igrzyskach wróci do klasycznego rugby. W międzyczasie Francja musi kontynuować naukę gry bez swojej głównej gwiazdy.
Zdjęcie: Adrian White