Champions Cup
- Faza grupowa Champions Cup, rozgrywana w kuriozalnym formacie, powoli dobiega końca – w ten weekend rozegrano jej trzecią i zarazem przedostatnią kolejkę.
- Exeter Chiefs – Glasgow Warriors 19:17. W 10. minucie na prowadzenie wyszli Szkoci i pozostawali na nim niemal do końca spotkania. Nie zdołali jednak zbudować zbyt wysokiej przewagi, a na kwadrans przed końcem niemal ją stracili – tylko przód uratował ich przed utratą przyłożenia po akcji Anglików okraszonej fantastyczną asystą nogą ze strony wspieracza). Co gospodarzom nie udało się wtedy, zostało zrealizowane kilka minut przed końcem, gdy wyszli jednak na dwupunktowe prowadzenie. Gra jednak toczyła się do końca, a w doliczonym czasie gry Glasgow Warriors zdobyli zwycięskie wydawałoby się przyłożenie po młynie na 5 m gospodarzy, ale zostało ono unieważnione w nieco kontrowersyjnych okolicznościach.
- RC Toulon – Munster 18:29. Nie zanosi się na to, aby ekipa z Tulonu wróciła do dni, gdy seriami wygrywała Champions Cup – przegrała domowy mecz z osłabionym licznymi kontuzjami Munsterem (do długiej listy przybył Jean Kleyn, który nie zagra do końca sezonu) i była to trzecia porażka w trzecim europejskim meczu tulończyków. Co prawda po 20 minutach było 10:0 dla gospodarzy (m.in. dzięki przyłożeniu, w którym kluczową rolę odegrał Jiuta Wainiqolo, który zdobył 40 metrów mijając rywali niczym tyczki slalomowe i wyłożył partnerowi piłkę na tacy), ale jeszcze w pierwszej połowie na prowadzenie wyszli goście, m.in. dzięki znakomitemu kopowi Jacka Crowley’a, który pozwolił na zdobycie przyłożenia Simonowi Zebo. Kolejny kop Crowley’a po przerwie był kluczowy w zdobyciu kolejnego przyłożenia gości i choć Tulon zdołał potem zmniejszyć straty, kolejne przyłożenie Munsteru i 20 ostatnich minut bez punktów po żadnej ze stron dały Irlandczykom pierwszą wygraną w tegorocznej edycji pucharów.
- Ulster – Stade Toulousain 24:48. Imponuje Tuluza w tym sezonie Champions Cup – nie tylko wygrała trzeci mecz z rzędu, ale w trzecim zaliczyła siedem przyłożeń. W praktyce rozstrzygnęła spotkanie w Belfaście już w pierwszej połowie, gdy po trzech przyłożeniach prowadziła 22:3. Co prawda Ulster jeszcze przed przerwą zmniejszył stratę po przyłożeniu Toma Stewarta, ale po przerwie i kolejnych trzech przyłożeniach zdobytych w ciągu kwadransa Tuluza między drużynami była już punktowa przepaść. W końcówce meczu Ulsterczycy mogli już tylko walczyć o zmniejszenie strat i ewentualnie punkt bonusowy (w tym zakresie – bezskutecznie). Błysnął rozgrywający jedno z ostatnich spotkań w barwach Tuluzy przed przerwą na siódemki Antoine Dupont, jak zwykle znakomicie rozprowadzając piłkę oraz zaliczając dwa przyłożenia i mając kluczowy udział w dwóch kolejnych.
- Bath – Racing 92 29:25. Świetne widowisko zobaczyli kibice w Bath – ich drużyna podejmowała potęgę z Paryża i wygrała, ze sporą pomocą Finna Russella, do niedawna gracza Racingu. Długo zanosiło się na wygraną paryżan – to oni zdobyli pierwsze przyłożenie w meczu i choć do przerwy prowadzili tylko dwoma punktami, po przerwie odskoczyli na dystans 14 oczek, m.in. dzięki przyłożeniu Henry’ego Arundella i świetnej grze Nolanna Le Garreca. Jednak do końca było jeszcze prawie pół godziny i Bath rzuciło się z impetem do odrabiania strat. Najpierw przyłożenie zdobył Alfie Barbeary (za drugim podejściem, moment wcześniej też się cieszył, ale sędzia cofnął grę), a potem Joe Cokanasiga i na tablicy wyników pojawił się remis 22:22. Paryżanie odskoczyli po karnym, ale gdy wydawało się, że pójdą za ciosem, na prowadzenie wyszli gospodarze dzięki czwartemu przyłożeniu tego dnia. Chwilę potem Barbeary zobaczył czerwoną kartkę (za dwie żółte; swoją drogą miał sporo szczęścia, że już pierwsza, obejrzana w pierwszej połowie, nie okazała się czerwoną) i Racing mógł myśleć o wykorzystaniu liczebnej przewagi. Jego ataki nie dały jednak żadnego skutku i wygrana gospodarzy stała się faktem. Dla Racingu to trzecia kolejna porażka w Champions Cup.
- Union Bordeaux-Bègles – Saracens 55:15. W ostatnim meczu weekendu jeszcze bardziej fantastyczny występ drużyny francuskiej. Będące ostatnio w niesamowitym „gazie” Bordeaux po prostu rozgromiło wielką markę z Londynu, która przecież nie zostawiła swoich gwiazd poza składem – na boisku byli chociażby Maro Itoje czy Owen Farrell. Francuzi zaaplikowali londyńczykom aż dziewięć przyłożeń, zaimponowali Mathieu Jalibert, a także niesamowici skrzydłowi – Damian Penaud i Louis Bielle-Biarrey zdobyli po dwa przyłożenia. Saracens mają ostatnio kłopoty na boisku, a gdy dodać do tego plotki o odchodzeniu kluczowych zawodników…
Poza tym:
• Northampton Saints – Aviron Bayonnais 61:14 (trzecie zwycięstwo Saints i to imponujące – aż dziewięć zdobytych przyłożeń, z czego trzy zaliczył rwacz Tom Pearson);
• Lyon OU – Connacht 34:20 (wynik otworzył po imponującej 60-metrowej akcji wiązacz irlandzkiej drużyny Sean Jansen, ale potem gospodarze wyszli na prowadzenie i nie oddali go do końca, choć kilka razy ich przewaga topniała do 7 punktów);
• Bristol Bears – Bulls 17:31 (gospodarze bez kilku kontuzjowanych gwiazd, goście – bez gwiazd odpoczywających; mimo braku kilku świetnych zawodników i gry na drugim końcu świata Bulls byli górą dzięki trzem przyłożeniom zdobytym między 55. i 66. minutą, gdy wynik 7:10 zmienili na 7:31);
• Leinster – Stade Français 43:7 (miały być emocje, ale pojedynek był jednostronny; Irlandczycy dali pokaz fantastycznego rugby, zdobyli siedem przyłożeń, z czego po dwa zaliczyli Jordan Larmour i Caelan Doris i upokorzyli paryżan; upokorzenie byłoby większe, bo mało brakowało, a paryżanie przegraliby 43:0 – jedyne punkty zdobyli w ostatniej akcji w doliczonym czasie gry);
• Stormers – Sale Sharks 31:24 (emocjonujący pojedynek, w którym rzadko gospodarzom udawało się odskoczyć rywalom na więcej niż 7 punktów; obserwatorzy chwalą autora pierwszego przyłożenia, Hacjivaha Dayimaniego, a także tradycyjnie Manniego Libboka);
• Cardiff – Harlequins 15:54 (kiepska seria walijskiego rodzynka w Champions Cup trwa – to była trzecia porażka i na dodatek druga bardzo bolesna; błyszczał Danny Care, a jego partner z pozycji łącznika Marcus Smith zapisał na swoje konto 19 punktów);
• Stade Rochelais – Leicester Tigers 45:12 (wreszcie wygrana obrońców pucharu, po znakomitej drugiej połowie roszelczyków, w której ci zdobywali przylożenia nawet grając w trzynastkę).
- Z kompletem zwycięstw pozostało sześć drużyn: francuskie Bordeaux i Tuluza, angielskie Bath, Northampton Saints i Exeter Chiefs oraz irlandzki Leinster. Z kompletem porażek wciąż piątka: nieoczekiwanie francuskie Racing 92, Tulon i Stade Français, a także Cardiff i Connacht. Kuriozum formatu fazy grupowej polega na tym, że wciąż niemal wszystkie z tych ostatnich pięciu ekip zachowują szansę na awans do play-off – potrzebują tylko zwycięstw w ostatnim meczu i potknięć rywali. Jedynie Stade Français odpadło na amen, ale wciąż może walczyć o grę w play-off Challenge Cup.
Challenge Cup
- Także i w Challenge Cup rozegrano trzecią – przedostatnią kolejkę fazy grupowej.
- Castres Olympique – Black Lion 28:6. Niestety, gruzińska ekipa nie zdołała powtórzyć sukcesu z poprzedniego wyjazdu na zachód Europy i tym razem w Castres poległa. Nadzieję na sukces mogła mieć do początku drugiej połowy – po karnym Luki Matkawy na początku przez moment prowadziła 3:0, potem po przerwie po kolejnym karnym zmniejszyła stratę do rywali do 8 punktów. Jednak ci nie pozwolili na nic więcej, dorzucili cztery przyłożenia i zdecydowanie mecz wygrali mimo licznych błędów chwytu piłki. Pozytywnym akcentem dla drugiego rugbowego świata było przyłożenie dla zwycięzców w wykonaniu Urugwajczyka Santiago Araty.
- Cheetahs – Section Paloise 20:33. Wielką frajdę sprawili Cheetahs Holendrom – pierwszy raz w historii spotkanie Challenge Cup rozegrano w Amsterdamie, przy wypełnionych po brzegi trybunach. Holenderscy kibice mogli zobaczyć Ruana Pienaara, ale niestety już nie Sama Whitelocka, bo drużyna francuska dała gwiazdom odpocząć. Mimo to wygrała – już po kwadransie prowadziła 14:0, a choć potem ekipa z RPA odrabiała straty, a Francuzi dwukrotnie grali w osłabieniu, przeważyli, głównie dzięki kopom z karnych młodziutkiego Axela Desperesa (16 punktów z podstawki).
Poza tym:
• Newcastle Falcons – Benetton Treviso 18:57 (ekipa z północy Anglii wciąż z kompletem porażek w tym sezonie; choć prowadziła 10:0 po kwadransie, potem straciła osiem przyłożeń);
• Ospreys – USA Perpignan 25:3 (zwycięstwo Walijczyków, ale dla ich rywali ten mecz był tylko sprawdzianem rezerw – kluczowa dla nich jest walka o utrzymanie we francuskiej Top 14);
• ASM Clermont – Scarlets 38:17 (w 26. minucie, przy stanie 0:0, jeden z gości zobaczył czerwoną kartkę; w efekcie bardzo pewna wygrana Francuzów, którzy po kolejnych 20 minutach prowadzili 31:3; Walijczycy honor ratowali w ostatnich minutach, gdy po kolejnych dwóch żółtych kartkach gospodarzy siły na boisku były wyrównane; zwraca uwagę 18 punktów Anthony’ego Belleau);
• Sharks – Oyonnax 38:7 (pewne zwycięstwo ekipy z Południowej Afryki, ale francuskiej drużynie zbyt zależy na walce o utrzymanie w Top 14, aby jechać na drugą półkulę w pierwszym składzie; po dwa przyłożenia zapisali na swoje konto najpierw Ox Nche, a potem Makazole Mapimpi);
• Zebre Parma – Dragons 20:17 (w starciu dwóch drużyn zaliczanych raczej do europejskich outsiderów zaczęło się od 0:12 dla Walijczyków po czterech karnych Caia Evansa, ale potem Zebre zdołało jednak przeważyć; gdyby Evans był równie skuteczny w drugiej połowie jak w pierwszej wynik mógłby jednak być inny);
• Edinburgh – Gloucester 20:21 (najciekawszy pojedynek tej kolejki i trzecia wygrana w pucharach fatalnie radzących sobie w lidze Anglików – i to pomimo faktu, że to rywale zdobyli więcej przyłożeń; losy meczu ważyły się do końca, a kluczowe punkty dla zwycięzców zdobyli Zach Mercer z przyłożenia i Adam Hastings z podwyższenia na kilka minut przed końcowym gwizdkiem);
• Montpellier Hérault – Lions 13:3 (Lions pojechali do Francji w rezerwowym składzie, ale i zajmujący ostatnie miejsce w Top 14 Francuzi dali odpocząć kilku ważnym zawodnikom – mimo to wygrali i to trzeci raz w trzecim meczu tegorocznego Challenge Cup).
- Z kompletem wygranych po trzech kolejkach pozostały już tylko dwie drużyny – fatalnie radzące sobie w swoich ligach Gloucester i Montpellier. Szansę na awans do play-off straciły cztery drużyny z kompletem porażek: Newcastle Falcons, Oyonnax, Scarlets i Perpignan.
Pro D2 - Francja
- Top 14 pauzowało, ale grała druga francuska liga, Pro D2. Tu do przegrywania wróciła prowadząca w lidze drużyna Vannes, która uległa 10:24 jednej z najsłabszych ekip ligi, Valence Romans. Zachowała co prawda fotel lidera, ale już z tylko jednopunktową przewagą nad dwoma kolejnymi ekipami – Provence (zwycięstwo 54:26 nad Dax po pięciu przyłożeniach zdobytych w pierwszej półgodzinie) i Béziers (wygrana 23:19 nad Colomiers, na boisku aż czterech reprezentantów Portugalii). Na czwarte miejsce awansowało Mont-de-Marsan po wygranej 46:19 z Agen. Najciekawiej w tej kolejce było chyba w Nevers, gdzie miejscowa drużyna pokonała 29:27 przedostatnie w lidze Biarritz. Gospodarze zbudowali w pierwszej połowie 13-punktową przewagę, ale w drugiej połowie goście dwukrotnie niebezpiecznie zmniejszali dystans. Zwraca też uwagę kolejne zwycięstwo Grenoble, tym razem nad faworyzowanym Montauban – gdyby nie tracone przy zielonym stoliku punkty, Grenoble byłoby w czołówce ligi, a tak musi zadowolić się miejscem w połowie stawki.
Championship - Anglia
- W angielskiej drugiej lidze, Championship rozegrano w ten weekend trzy mecze – jedno spotkanie rozegrano awansem dwa tygodnie temu, a jedno odwołano. Na prowadzenie w lidze wrócili Ealing Trailfinders po zwycięstwie 54:28 nad Caldy, natomiast szanse na awans na fotel wicelidera zmarnowali Doncaster Knights – pozostali na czwartym miejscu po porażce 24:32 z Ampthill (świetny początek Knights i świetny koniec Ampthill).
Japan Rugby League One - Japonia
- W Japan Rugby League One wciąż na czele pozostają Saitama Wild Knights – w ten weekend rozgromili Sagamihara Dynaboars aż 81:21. Zdobyli 12 przyłożeń, a na listę punktujących wpisali się m.in. Damian de Allende i Lood de Jager. Druga niepokonana drużyna, Brave Lupus Tokyo, też kontynuowała serię, wygrywając z Mie Heat 40:12 (15 punktów Richiego Mo’ungi). Ciekawie było w meczu Shizuoka Blue Revs z Tokyo Sungoliath – gospodarze prowadzili jeszcze 10 minut przed końcem, ale w ostatnich minutach dwa przyłożenia przechyliły szalę na korzyść faworyzowanych gości, którzy zwyciężyli 29:25 (jedno z nich, Cheslina Kolbego, palce lizać). No i do wygrywania wrócili obrońcy tytułu – w bardzo ważnym meczu (na dodatek wyjazdowym) Spears Funabashi Tokyo-Bay pokonali Kobe Steelers 38:34 dzięki przyłożeniu w ostatniej akcji meczu. W tym spotkaniu punktowali m.in. dla zwycięzców Dane Coles (2 przyłożenia), a dla przegranych Ardie Savea. Poza tym Yokohama Eagles pokonali Black Rams Tokyo 24:8, a Toyota Verblitz wygrała z Hanazono Liners 47:14. Liners i Heat wciąż pozostają bez zwycięstwa.
Ereklasse - Holandia
- Półmetek osiągnęły rozgrywki holenderskiej Ereklasse. Po rozegraniu tej rundy dwanaście drużyn uczestniczących w rozgrywkach zostanie podzielonych na dwie połowy – „górna” szóstka powalczy o mistrzostwo, a reszta będzie bronić się przed spadkiem. Nieoczekiwanym liderem ligi jest Rotterdamse RC (jedyny tytuł mistrzowski zdobyli w 1947), który przegrał w tym sezonie zaledwie raz. Ubiegłoroczny nieoczekiwany mistrz, Eemland RC, zajmuje drugie miejsce (z szansą na pierwsze, bo mecz ostatniej kolejki z Haarlemem nie doszedł do skutku). W czołowej szóstce są jeszcze t’ Gooi, Haagsche, Hoek van Holland i Castricumse, nie załapał się natomiast mistrz sprzed dwóch lat, DIOK.
Grzegorz Bednarczyk
Więcej informacji o rugby w kraju i na świecie przeczytasz na moim blogu „W szponach rugby” [kliknij]