W tym sezonie Ekstraligi Rugby jesień trwała dłużej niż zwykle. Wszystko dlatego, by dać reprezentacji jak najwięcej czasu na odpowiednie przygotowanie do rozgrywek Championship, gdzie „Biało-Czerwoni” będą walczyć o utrzymanie na tym poziomie. W związku z tym awansem rozegrano dwie dodatkowe kolejki z rundy wiosennej. Było mnóstwo grania i jeszcze więcej emocji, które przecież są solą tego sportu.
„Siła Smoka, wejście Smoka...”
Juvenia! Ta popularna wśród fanów krakowskiego zespołu piosenka rozbrzmiewała w tym sezonie bardzo często. Podopieczni Konrada Jarosza to prawdziwa rewelacja Ekstraligi i jedyny zespół, który odniósł komplet zwycięstw, dzięki czemu jest zdecydowanym liderem tabeli i to mając jedno spotkanie rozegrane mniej niż drugie Ogniwo Sopot.
Drużyna ze stolicy Małopolski już od początku pokazywała, że to może być ten sezon, w którym zobaczymy Juvenię w finale. W Krakowie mocno postawiono na zaciąg z Namibii i takie postacie jak Oderich Mouton, Chemigan Beukes czy Denzil van Vyk, a także lider zespołu Riian van Zyl bardzo często decydowały o sile zespołu. Trenerowi Jaroszowi udało się też w końcu odblokować klubowych wychowanków, którzy w kategoriach młodzieżowych pod wodzą Łukasza Kościelniaka nie mieli sobie w kraju równych. Mateusz Polakiewicz, Marcin Morus czy wracający do formy po powrocie do kraju Michał Jurczyński w końcu zagrali na miarę swojego talentu i to od razu przełożyło się na pozycję Juvenii, która w tym roku obchodzi 50-lecie istnienia i chciałaby to uczcić medalem. Najlepiej złotym.
- Nie będę ukrywać że ta runda była dla nas bardzo ciężka ale też bardzo zadowalająca i zaspokoiła nasz głód gry. Skończyliśmy jako liderzy, co nas bardzo cieszy. Czynniki, które w głównej mierze wpłynęły na ten sukces to determinacja, dobra atmosfera w drużynie, dobry kontakt z trenerem, super transfery i oczywiście dojrzałość graczy. Mamy szerokie zaplecze zawodników bardzo wartościowych, więc nie mieliśmy załamania w grze kiedy któryś z rugbistów doznał kontuzji. To jest bardzo cenny atut, bo to sport kontaktowy. Jesteśmy drużyną, która nie przestaje się rozwijać W tej rundzie napędzaliśmy się z meczu na mecz i nawet jak było ciężej to wyciągaliśmy wnioski i byliśmy przygotowani do kolejnych spotkań – podsumował jeden z architektów pierwszego miejsca w tabeli Juvenii Michał Jurczyński.
Zima w Krakowie upłynie na pewno w znakomitych nastrojach, jednak na wiosnę „Smokom” nie będzie łatwo utrzymać pierwszej lokaty, bo wszyscy będą się „spinać” na lidera. A aspirację, by zagrać w finale, oprócz wspomnianego Ogniwa ma też Orkan Sochaczew. Groźna będzie z pewnością też Pogon Siedlce. W Juvenii zdają sobie z tego sprawę, ale są również świadomi stojącej przed nimi szansy.
- W przyszłym roku czeka nas dwa razy trudniejsze zadanie. Każda z drużyn będzie chciała nam wyrwać stołek lidera i na to musimy być przygotowani. Musimy mocno i świadomie przepracować przerwę zimową, by być gotowym odbić wszystkie ataki. Nasza gra była w porządku w tej rundzie, ale chcemy dążyć do perfekcji, żeby czuć jeszcze większą satysfakcję i robić niezapomniany show dla naszych kibiców – podsumował Jurczyński.
Na wirażu
Wobec kłopotów mistrza Polski Budo 2011 Aleksandrów Łódzki, który na początku rundy odniósł sześć ligowych porażek z rzędu, wydawało się, że głównym pretendentem do tytułu będzie drużyna Ogniwa Sopot. Jednak z powodu urazów i dyscyplinarnych zawieszeń Tom Fidler, nowy trener „Mew”, miał trochę problemów kadrowych, co przełożyło się na nieco słabsze wyniki zespołu z Trójmiasta.
Dopiero po powrocie gwiazd, Piotra Zeszutka, Wojciecha Piotrowicza czy Dwayne’a Burrowsa Ogniwo, niczym żużlowiec, wyszło na prostą po wirażu. I zaczęło punktować, dzięki czemu wskoczyło na drugą pozycję w tabeli, tuż za Juvenią. Wiosna zapowiada się na pogoń za „Smokami”, które odjechały reszcie stawki, ale warto przypomnieć, że drużyna z Krakowa ma przed sobą mecz w Sopocie, gdzie gospodarze zrobią wszystko, żeby zniwelować straty.
- Rundę w naszym wykonaniu oceniam jako poprawną. Zaliczyliśmy dwie wpadki - z różnych przyczyn, były zawieszenia i kontuzje, ale mimo to udało nam się zrealizować cel i jesteśmy w czubie tabeli. Cieszę się, że drużyna realizowała przygotowany przez Toma i przeze mnie plan. Wprowadziliśmy nowy system gry, który zawodnicy zaczęli rozumieć i realizować, dlatego jestem pełen optymizmu przed rundą wiosenną. Jako zawodnik jestem zły na siebie za sytuacje w pierwszym meczu, ale człowiek uczy się na błędach. Ogólnie jestem dumny z drużyny. W ostatnim meczu z Aleksandrowem pokazaliśmy, co znaczy jeśli gramy w pełnym składzie – podsumował grę Ogniwa Wojciech Piotrowicz, który pełni też funkcję asystenta Fidlera.
Co warte podkreślenia, w Sopocie zaczęli pojawiać się również młodzi gracze. W Ogniwie myślą o sukcesach już teraz, ale również o przyszłości, co powinno być wskazówką dla wszystkich w naszej lidze.
- Cieszę się, że odmłodziliśmy skład i wszyscy mieli okazje wykazać się ba boisku. Zaliczyliśmy dwa debiuty młodych zawodników z naszej akademii Oliwiera Grabowskiego i Wiktora Lisa. Jestem pełen optymizmu przed rundą wiosenną. Przed nami dużo pracy w okresie przerwy zimowej, ale jeśli wszystko pójdzie zgodnie z planem, mierzymy dalej w medal. Spotkania które rozegraliśmy do tej pory, oceniam poprawnie. Zawodnicy z meczu na mecz robili ogromny progres patrząc na to, że w lipcu zmieniliśmy cały plan taktyczny oraz schemat gry. Pokazuje to, że jesteśmy dojrzałą drużyną, co dobrze rokuje na przyszłość – podsumował Piotrowicz.
Walka o podium
Tabela Ekstraligi ułożyła się w taki sposób, że akurat w dole tabeli wszystko wydaje się jasne. Budowlani Łódź, tegoroczny beniaminek, ma na koncie komplet porażek i raczej trudno będzie im myśleć o tym, by uniknąć barażu. Ta młoda drużyna zbiera doświadczenie, które ma zaprocentować w przyszłości, a ten sezon to cenna, choć momentami bolesna lekcja. Na skutek różnych problemów medalowe ambicje musieli porzucić obrońcy tytułu Budo 2011 Aleksandrów Łódzki i choć pewnie napsują jeszcze rywalom krwi, to raczej o podium nie mają co myśleć.
Chęć gry w finale nadal mają zawodnicy Orkana Sochaczew, którzy długo dotrzymywali kroku Juvenii, ale domowa porażka ze „Smokami” w samej końcówce spotkania nieco podcięła tej drużynie skrzydła. Mimo to podopieczni Macieja Brażuka przez całą przedłużoną rundę prezentowali się naprawdę bardzo solidnie i sami też potrafili odrabiać straty, przechylając szalę zwycięstwa na swoją korzyść. Ambicje w Sochaczewie są spore, zespół ma mocny, stabilny skład i bardzo dobre zaplecze, dzięki czemu zawodnicy mogą skupić się na grze.
Orkan pozostaje kandydatem do mistrzostwa, a strata do drugiego Ogniwa to tylko dwa punkty, tak że z całą pewnością wszystko jest jeszcze otwarte, szczególnie że wiosenne spotkanie tych drużyn odbędzie się w Sochaczewie. To może być mecz rozstrzygający o tym, kto zagra w finale, bo strata pozostałych ekip jest już dość spora.
Bardzo ciekawa jest też walka o czwartą pozycję, dającą prawo gry w meczu o brązowy medal. Aktualnie zajmują ją Budowlani Lublin, prowadzeni od tego sezonu przez Stanisława Powałę-Niedźwieckiego. Za ich plecami jednak czai się naszpikowana gwiazdami, ale mająca swoje kłopoty Pogoń Siedlce, a i Lechia Gdańsk jest na tyle blisko, by wciąż myśleć o ewentualnej walce o medal. Nie bez szans pozostaje również coraz lepiej prezentująca się Arka Gdynia, choć przegrane 5 listopada derby poważnie osłabiły ich szanse.
Dla kibiców to wymarzona sytuacja, bo oznacza zaciętą rywalizację i mnóstwo emocji, a także zwroty akcji, bo trudno przewidzieć, jak ta walka się ułoży.
Pojedynek stranierich
Chociaż rugby to sport zespołowy, uwagę kibiców przyciąga również rywalizacja o miano najskuteczniejszego zawodnika Ekstraligi. Przed przerwą zimową na pierwszej pozycji znajduje się filigranowy gracz Juvenii Riian Van Zyl. Co ciekawe Namibijczyk, który w poprzednim sezonie wielokrotnie solowymi akcjami zdobywał punkty dla swojej drużyny, teraz ma znacznie większe wsparcie partnerów i nie musi już podejmować takiego ryzyka. Mimo to wciąż regularnie punktuje i nazbierał do tej pory 116 „oczek”.
O dwa mniej ma rewelacyjnie spisujący się w Lechii Gdańsk Denzo Bruwer. Nowy nabytek „Lwów” nie potrzebował czasu na aklimatyzację tylko od razu wziął się do roboty. Wyniki przyszły bardzo szybko, a odmłodzona Lechia w dużej mierze dzięki niemu cały czas liczy się w walce o czołową „czwórkę”.
Podobną pozycję w swojej drużynie ma kolejny zawodnik z Namibii Pieter Willem Steenkamp, który zgromadził na swoim koncie 98. punktów. W poprzednim sezonie to on był najskuteczniejszym zawodnikiem Ekstraligi i teraz chciałby powtórzyć swój wyczyn. Na pewno go na to stać, choć van Zyl i Bruwer na pewno nie odpuszczą. To dodatkowy smaczek w ligowej rywalizacji, choć z pewnością żaden z nich nie przedłoży indywidualnych osiągnięć nad zwycięstwo drużyny.
Dopiero na szóstej pozycji plasuje się najlepszy z Polaków - Wojciech Piotrowicz, a w czołowej „10” jest tylko trzech rodzimych graczy. W Ekstralidze o miano najskuteczniejszego rywalizują głównie obcokrajowcy, co jednak martwić szczególnie nie powinno, by przy nich dojrzewają młodzi polscy gracze. Van Zyl dużo pracuje w Krakowie z młodymi kopaczami, w Lechii również jest sporo zawodników, którzy mogą podglądać w akcji Bruwera. Podobnie w Sochaczewie czy Sopocie. I może za dwa-trzy lata któryś z nich włączy się do walki o miano najskuteczniejszego w Ekstralidze.
Biuro Prasowe PZR