Drużyny z Europy przed rozpoczęciem tegorocznego Pucharu Świata w rugby zapowiadały, że zamierzają odzyskać to najbardziej prestiżowe trofeum i zakończyć dominację zespołów z Południowej Półkuli, trwającą od 2003 roku. Z tych zapowiedzi ostatecznie nic nie wyszło. Co więcej może się okazać, że Stary Kontynent zakończy zmagania bez medalu. W wielkim finale ponownie czeka nas starcie potęg, które od 20 lat dzielą między sobą mistrzowskie tytuły.
Chociaż turniej organizowany we Francji zaczął się od zwycięstw ekip z Europy, bo Francja pokonała Nową Zelandię, Anglia Argentynę, a Irlandia okazała się lepsza od RPA, to na koniec walkę o złoto stoczą dwa najbardziej utytułowane w rugby zespoły, czyli „All Blacks” i „Springboks”. W meczu o trzecie miejsce zmierzy się ponownie Anglia z Argentyną.
Fałszywe nuty na początek
Kończący się Puchar Świata, do którego Francuzi przygotowywali się od lat, zaczął się od drobnych kontrowersji związanych z hymnami. Nad Sekwaną uznano, że przed meczem hymny poszczególnych państw wykonywać będą chłopięce chóry z całego kraju. Chciano w ten sposób wnieść na boiska nieco kultury, a przede wszystkim zapewnić dzieciakom frajdę, ale efekt był taki, że wykonania pozostawiały wiele do życzenia. Fani i zawodnicy zaczęli protestować, dlatego organizatorzy zdecydowali się odejść od tego pomysłu.
Faza grupowa, w której obejrzeliśmy 20 najlepszych drużyn świata, przyniosła wiele wspaniałych spotkań i kilka niespodzianek. Największą jest z pewnością odpadnięcie Australii, która w swojej grupie musiała uznać wyższość Walii oraz Fidżi i znalazła się poza czołową „ósemką”.
Na długo zapamiętamy mecz otwarcia i wygraną Francji z Nową Zelandią, ale też postawę takich drużyn jak Tonga, Urugwaj, czy Portugalia które pokazały się z bardzo dobrej strony. To wszystko jednak było zaledwie preludium do tego, co czekało nas w ćwierćfinałach.
Złamane serce Irlandii
W światowym rankingu pozycję numer jeden przed turniejem zajmowała Irlandia i w fazie grupowej udowodniła, że nie ma w tym przypadku. Jonathan Sexton i Bundee Aki prowadzili swój zespół od zwycięstwa do zwycięstwa, ale w ćwierćfinale trafili na Nową Zelandię, która w grupie została pokonana przez gospodarzy imprezy. Jednak „All Blacks” pokazali, że mecz z Francją to była jednorazowa wpadka i złamali irlandzkie serca, wygrywając 28:24. Był to fenomenalny, a zarazem dramatyczny mecz, który z pewnością przejdzie do historii dyscypliny.
Podobnie zresztą jak pojedynek RPA z Francją. Gospodarze, choć przez kilka lat budowali drużynę z myślą o triumfie w Pucharze Świata, w dramatycznych okolicznościach przegrali z obrońcami tytułu różnicą jednego punktu. Fantastyczny Cheslin Kolbe zademonstrował trochę rugbowej magii, zarówno z przodu, jak i w grze w defensywie i to popularni „Springboks” trafili do półfinału.
Tam czekała na nich Anglia, czyli jedyna niepokonana ekipa do tego etapu turnieju, która w ćwierćfinale okazała się minimalnie lepsza od Fidżi. Jako małą niespodziankę można potraktować wygraną Argentyny z Walią, choć był to zdecydowanie najbardziej wyrównany z ćwierćfinałów.
Walka potęg o prymat
Najlepsza drużyna Ameryki Południowej w starciu o wielki finał nie miała zbyt wiele do powiedzenia i zdecydowanie uległa rozpędzonym graczom Nowej Zelandii. W wielkim finale „All Blacks” spotkają się z ekipą RPA, która dzięki świetnej grze w obronie, konsekwencji taktycznej, doskonałym zmiennikom oraz precyzji sprowadzonego w trakcie turnieju Handre Pollarda, „wykopała” z walki o złoto Anglików, którzy tym samy doznali pierwszej, ale jakże bolesnej porażki w turnieju.
Rugbistom spod znaku czerwonej róży został na pocieszenie piątkowy mecz o trzecie miejsce z „Los Pumas”. Choć pokonali ich w fazie grupowej, grając cały mecz w osłabieniu, nie mogą być zbyt pewni siebie. Dla Argentyńczyków każde miejsce na podium będzie wielkim sukcesem. Jedyny medal Pucharu Świata zdobyli właśnie we Francji w 2007 roku i również miał brązowy kolor. Anglicy, mimo że przed turniejem byli skazywani na pożarcie, mogą czuć się rozczarowani, bo w półfinale bardzo długo prowadzili ze „Springboks” i dopiero w końcówce dali sobie wyrwać upragnione zwycięstwo. Teraz muszą szybko się otrząsnąć, by nie wrócić do kraju z pustymi rękami.
W sobotę, w meczu wieńczącym Puchar Świata spotkają się natomiast zespoły, które mają w swoim dorobku po trzy tytuły i od 20 lat na zmianę zdobywają trofeum Williama Webba Ellisa. Teraz w bezpośrednim starciu rozstrzygną, kto przez najbliższe cztery lata będzie mógł uważać się za najlepszą ekipę w historii rugby. Nieco więcej szans daje się „All Blacks”, którzy grają bardziej efektownie, ale i skutecznie. Charyzmatyczny łącznik Faf de Klerk, wspomniany Pollard, a także najszybszy zawodnik świata Kolbe zrobią jednak wszystko, by po raz drugi z rzędu sięgnąć po trofeum. Historia mówi, że reprezentacja RPA wygrała każdy finał, do którego awansowała. Nowozelandczycy przegrali tylko raz – właśnie ze „Springboks” w 1995 roku. W sobotę na Stade de France mają okazję wziąć rewanż za słynny finał, który był zarazem ostatnią bezpośrednią potyczką o złoto tych dwóch drużyn.
Biuro Prasowe PZR