24/09/2015

Ten mecz nie mógł mieć innego scenariusza. Nowa Zelandia pokonała Namibię 58:14 (34:6). Mistrzowie świata grali efektownie, szybko i porywali tłumy z miejsc – ale tylko w pierwszej połowie. Dominowali - ale nie ustrzegli się błędów, które na punkty mogła zamienić Namibia.

W Pucharze Świata gra 20 najlepszych drużyn globu. Jeśli jedna z nich zajmuje w rankingu światowym pierwsze miejsce, a druga 20., to w ich pojedynku ciężko przewidywać niespodziankę. Nawet jeśli Nowa Zelandia występuje w drugim garniturze, bo w przypadku tej drużyny w zasadzie nie ma wielkich różnic pomiędzy podstawową piętnastką i rezerwami. Różnicę pomiędzy All Blacks i ich rywalami pokazywała już na starcie również liczba rozegranych międzynarodowych meczów przez zawodników obu stron. Gracze ekipy z antypodów ma ich w sumie 660, a zespołu z Afryki 299.

Te wszystkie liczby potwierdziła sytuacja na boisku. W całej pierwszej połowie, na palcach jednej ręki można policzyć sytuacje, w których Namibia atakowała lub może bardziej próbowała skonstruować coś na kształt ataku. Niestety zespół z Afryki nie potrafił wyjść ponad kilka faz, a na boisku dominowała tylko jedna drużyna.

All Blacks potrzebowali cztery minuty by otworzyć wynik po karnym Beaudena Barretta i kolejne dwie, by na pole punktowe przedarł się Victor Vito po świetnym kopie Perenary, rozegraniu Sonny Bill Williamsa oraz rajdzie po skrzydle Juliana Savei. Na kolejne przyłożenia nie trzeba było długo czekać. Dwa razy na akcję na skrzydle z klasą wykańczał Nehe Milner-Skudder. Najpiękniejsze akcje to jednak indywidualne wejście Beaudena Barreta w sam środek obrony Namibii i sprint za słupy oraz mistrzowskie zagranie Williamsa na kontakcie do Malakai Fekitoa, który również wpadł wprost za bramkę.

Nowozelandczycy grali na luzie i porywali z miejsc publikę na stadionie niemal każdą swoją akcją. Popełniali też jednak kilka błędów, po których dwa karne wykorzystał Theuns Kotze, minimalnie zmniejszając straty swojego zespołu. Mistrzowie świata grali również często na pograniczu przechwytu, a piłka kilka razy wpadała w ręce Namibijczyków, jednak nie potrafili odpowiednio wykorzystać tych „prezentów”, ponieważ druga linia obrony All Blacks była zawsze na miejscu.

Druga odsłona rozpoczęła się przy wyniku 34:6 i nie wydawało się, by Namibia mogła zatrzymać rozpędzoną, czarną lokomotywę. Podopieczni Phila Daviesa dzielnie się bronili, ale pozostawali tylko tłem dla utytułowanych rywali. Jej wielkim plusem był Theunus Kotze, który pewnie kopał z podstawki, karząc rywali za błędy.

Właśnie od trzech punktów drugą połowę rozpoczął łącznik ataku Namibii. All Blacks bardzo szybko odpowiedzieli przyłożeniem Juliana Savea, ale widowisko nabrało rumieńców chwilę później. Piłkę po kolejnym karnym, drużyna z Afryki posłała na aut, wywołując wielki okrzyk zachwytu wszystkich 51 820 widzów. Cały stadion olimpijski oszalał (włącznie z kibicami w czarnych koszulkach), kiedy kilka minut później Namibia zdobyła swoje honorowe przyłożenie. Jego autorem był środkowy Johan Deysel, który wchodząc w kontakt z pełną mocą przedarł się przez zasłonę z trzech obrońców w czarnych koszulkach.

Podopieczni Steve’a Hansena nie pozwolili jednak rywalom rozwinąć skrzydeł. Pod presją ofensywy żółtą kartką został ukarany filar Jaco Engels i kolejne 10 minut miało należeć do drużyny z antypodów. Zaczęło się obiecująco od przyłożenia Bena Smitha, który wszedł z ławki, ale potem z boiska zaczęło wiać nudą. Rozbita Namibia robiła zmianę za zmianą, zastępując również kontuzjowanych zawodników. Udawało im się spowolnić rywali i utrzymać ich z dala od pola punktowego, ale kosztem widowiska. Trybuny zaczęły pustoszeć już 10 minut przed ostatnim gwizdkiem.

All Blacks nie przypominali drużyny z pierwszej połowy. Poddali się spowolnieniu, które wprowadziła Namibia, brakowało im płynności i zwyczajnego dla nich błysku w grze. Co prawda Julian Savea dorzucił jeszcze przyłożenie pięć minut przed końcem, ale niesmak po nieciekawej drugiej połowie zatarła nieco dopiero ostatnia akcja meczu. Świetny, krótki kop na skrzydło Barretta, chwyt i błyskawiczne odegranie zawodnika meczu, Milnera-Skuddera do Codie Taylora. Młynarz musiał już tylko wykończyć, ustalając wynik starcia na 58:14.

Namibia zgodnie z przewidywaniami nie złamała niechlubnego rekordu i mimo twardej walki pozostała jedyną drużyną, grającą w tych mistrzostwach, która jeszcze nigdy nie odniosła zwycięstwa w Pucharze Świata (pozostałe drużyny to Zimbabwe, Portugalia, Rosja, Hiszpania i Wybrzeże Kości Słoniowej).

Nowa Zelandia – Nambia 58:14 (34:6)
Nowa Zelandia: Beauden Barrett 18, Nehe Milner-Skudder 10, Julian Savea 10, Victor Vito 5, Malakai Fekitoa 5, Codie Taylor 5, Ben Smith 5
Namibia: Theuns Kotze 9, Johan Deysel 5

 

Tekst: Kajetan Cyganik (RugbyPolska.pl)
Fot. Tomasz Plenkowski (RugbyPolska.pl)

 

Rugby TAG

Ostatnie wyniki

Awenta Pogoń Siedlce
07/06/2025 18:00
ORLEN Orkan Sochaczew
Energa Ogniwo Sopot
07/06/2025 16:30
Life Style Catering RC Arka Gdynia

Ekstraliga Rugby 2024/2025

1 Awenta Pogoń Siedlce 16 76
2 ORLEN Orkan Sochaczew 16 69
3 Energa Ogniwo Sopot 16 63
4 Life Style Catering RC Arka Gdynia 16 42
5 RzKS Juvenia Kraków 16 37
6 KS Budowlani WizjaMed Łódź 16 25
7 Edach Budowlani Lublin 16 23
8 Drew Pal 2 RC Lechia Gdańsk 16 14
9 Budmex Rugby Białystok 16 1
# Polskie Rugby # Polski Związek Rugby

Ta strona używa plików cookies. Dowiedz się więcej o celu ich używania. Korzystając ze strony wyrażasz zgodę na używanie cookie, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki.
Aby dowiedizeć się więcej jak zmienić ustawienia dotyczące cookies w Twojej przeglądarce internetowej przejdź pod adres.