Trochę spóźniona, ale zawsze – relacja z meczu Holandia-Malta.
Zeszły weekend spędziłem w Amsterdamie, gdzie prowadziłem spotkanie dywizji 2A pomiędzy Holandią i Maltą. Mecz ten był kulminacją rugbowej soboty, w ramach której odbyły się jeszcze 2 ciekawe spotkania. Pierwszy z nich to pojedynek reprezentacji gospodarzy do lat 17 z ich rówieśnikami z Walii, który zakończył się niespodziewanym zwycięstwem gospodarzy. Następnie kibice mogli obejrzeć finałowy pojedynek Pań w rugby XV oraz oficjalne podziękowanie zawodnikom do lat 18, którzy podczas imprezy w Grenoble w cuglach wygrali turniej Grupy B.
Po tych atrakcjach przyszedł czas na spotkanie kadry seniorów z Maltą. Przed meczem spotkały mnie 2 niespodzianki, a może bardziej ciekawostki. Najpierw zaproponowano mi bym na potrzeby telewizji sędziował z dużą kamerą na głowie, na co się nie zgodziłem, a następnie goście, którzy wygrali przedmeczowe losowanie…zdecydowali się grać pod słońce i silny wiatr. Wybór wydał mi się bardzo dziwny, a jak się później okazało nieudany. Już po pierwszej połowie było 20:0, a Holenderski kopacz decydował się na próby nawet z ponad 40 metrów (2 razy skutecznie). W drugiej połowie spotkanie było bardziej wyrównane, zwłaszcza w pierwszych 20 minutach, gdy goście poczuli siłę wiatru w plecy, ale nie przełożyło się to na zdobycze punktowe. Skończyło się na wysokim wyniku 48:10, na co złożyły się seryjnie zdobywane przez gospodarzy (w tym jednym po ponad 90-metrowym rajdzie) przyłożenia w końcówce meczu, gdy na boisku szaleli wypoczęci rezerwowi pomarańczowych, a zmęczeni Maltańczy opadli z sił, choć...właśnie w końcówce meczu zdobyli honorowe przyłożenie.
Samo spotkanie od strony sędziowskiej było dla mnie ciężkie, odgwizdałem dość dużo różnego rodzaju karnych, a dodatkowo niezbyt układała mi się współpraca z liniowymi. Za to miałem szczęście jeśli chodzi o obserwatora bo był nim niezawodny Johnny Meersman. On to, zgodnie z metodyką IRB dla coachów najpierw omówił ze mną meczowe cele, następnie obserwował moją pracę i dzięki zestawowi komunikacyjnemu „podsłuchiwał” mnie, a po spotkaniu mogliśmy porozmawiać o zawodach i mogłem posłuchać jego porad by w przyszłości było lepiej.
Po meczu mieliśmy bardzo miły bankiet na którym Holendrzy powitali debiutantów w kadrze – wręczając im specjalne krawaty (działacze mają granatowe, a zawodnicy szare), a ci w zamian musieli opowiedzieć po angielsku dowcip. Śmiechu było co niemiara choć…raczej nie z samych kawałów lecz z męczących się strasznie ich opowiadaniem Holendrów. Po tych uroczystościach gospodarze…rozjechali się po domach, gdyż ze względu na wielkość kraju tulipanów nie mieli oni nawet zgrupowania, bo każdy z zawodników mógł w ciągu max. 2h dojechać do Amsterdamu na trening!
Przed Holendrami teraz mecz z Chorwacją, gdzie czeka na nich…Marcin Zeszutek.
Relacjonował już z Sopotu Tomasz Jarowicz
zdjęcia ze strony www.rugby.nl